Pół zimowli za nami. To łatwiejsze pół.
Mówią, że około połowy stycznia pszczoły zaczynają czuć zbliżającą się wiosnę i matki pszczele stymulowane przez pszczoły rozkręcają się z czerwieniem. Na początek po parę jajeczek dziennie, potem trochę więcej. W tym czasie temperatura kłębu systematycznie rośnie. Około pierwszego oblotu czerwienie matki zaczyna być już bardziej śmiałe.
Zimujące pasieczysko nr 2. |
Nie zaglądam do moich pszczół. Raczej też staram się do nich nie podchodzić. Dziś jednak pojechałem na pasieczysko nr 2 (moją główną pasiekę), żeby zobaczyć czy ule stoją na stojakach, czy nic się nie wywróciło. I ogólnie wszystko jest w porządku. Przeszedłem się między ulami i choć w ogóle nie rozważam nawet zimowego otwarcia uli, to zaciekawiło mnie czy pszczoły mają się dobrze. Latarką z telefonu przyświeciłem w wylotki (górne) czterech rodzin.
Dwie z nich to moje najmniejsze rodziny - zimują na pięciu lub sześciu moich ramkach "osiemnastkach". Jedna z nich ma matkę od kolegi Szymona (uratowana spod jego buta w dramatycznych okolicznościach, o której można by nakręcić jakiś niezły thriller), a druga (chyba) ma matkę po jednym z moich Elgonów. Oprócz tego przyświeciłem do 2 moich najsilniejszych rodzin (jedna nie była zakarmiana, druga dostała 3 czy 4 litry syropu), które zimują odpowiednio na 3 i 2 pełnych korpusach osiemnastkach. We wszystkich tych rodzinach kłęby są wysoko (w dwóch pierwszych raczej pszczoły wielkiego wyboru nie mają) i widziałem, że pszczoły poruszają się. Żyją.
Wylotki są na wysokości górnych beleczek najwyższego korpusu. Mogę przez nie zaglądnąć i zobaczyć pszczoły, o ile kłąb jest wysoko. Czy to źle, że pszczoły są w tym miejscu? Nie wiem. Chyba lepiej byłoby gdyby były niżej, ale z drugiej strony to zapewne też nie znaczy, że "już po pszczołach"...
Część pasieczyska nr 2. W górze "skrzynia" w której zimują dwie rodziny (po prawej rodzina z matką od Szymona); w dole z prawej dwie moje najsilniejsze rodziny (matki zeszłoroczne przedwojenne) |
Wychodzę z założenia, że pszczoły powinny być przystosowane do środowiska, w którym żyją. To dla mnie podstawa moich założeń i mojej - że użyję wielkiego słowa - hodowli. Mają reagować na klimat, umieć zimować w takich warunkach w jakich przyszło im żyć. Mają umieć radzić sobie z miejscowymi patogenami. To dla mnie klucz i podstawa doboru pszczół.
Wielu doświadczonych pszczelarzy zauważyło, że pszczoły, które czerwią długo w jesieni i zaczynają czerwić wcześniej wiosną, a także nie hamują z czerwieniem w okresach bezpożytkowych mają ogólnie większe porażenie warrozą. Roztocza też są śmiertelne. Też muszą się rozmnażać. Nie mogą się rozmnażać poza cyklem rozwoju rodziny pszczelej, gdyż w naturalny sposób cykle rozmnażania tych dwóch gatunków zostały powiązane. Słowem: nie będzie czerwiu - nie będzie młodych roztoczy. Rodziny pszczele hamujące czerwienie we wrześniu przerywają cykl rozwoju roztocza. Rodziny podejmujące czerwienie za wcześnie, hodują nowe pokolenia roztoczy już od zimy. Im dłuższa przerwa czerwienia pszczół, tym mniej roztoczy w ulu. Prawidłowość jest logiczna, zauważona i uznana przez hodowców i pszczelarzy. Nie przeszkadza im to jednak stale szukać pszczół, które czerwią bez opamiętania. Nie przeszkadza im to sprowadzać i selekcjonować pszczoły, które zbierają miód towarowy z wierzby i utrzymują pełną siłę rodzin do końca pożytku wrzosowego. Brak logiki czy wciąż i wciąż za wąski portfel? Raczej stawiałbym na ten drugi powód.
Ale do czego zmierzam? Otóż ludzie tacy jak ja - szukający pszczół przystosowanych do współistnienia z roztoczem, muszą szukać sprzymierzeńca w każdej z cech pszczół, które mogą ułatwić przetrwanie owadów. Oprócz cech aktywnie wpływających na "walkę" pszczół z roztoczami (VSH czy grooming), mamy na przykład propolisowanie, które wpływa na zmniejszenie namnażania patogenów i odpowiednie warunki "sanitarne" życia owadów. Mamy też rojliwość, która sprzyja przerwie w czerwieniu w ciągu sezonu. I mamy wreszcie wydłużenie zimowego okresu bezczerwiowego pszczół, które bardzo systematycznie jest rugowane z genomu pszczoły miodnej. Pszczoły mają nosić od wierzby po wrzos. Pszczoły mają wiedzieć, że za miesiąc susza się skończy i muszą być gotowe w pełnej sile na nowy pożytek, który bezpośrednio po tej suszy wystąpi. Nie mogą wstrzymywać czerwienia, bo to odbija się na stanie portfela. Te wstrzymujące, te rozwijające się wolniej się eliminuje. Pszczoły czerwiące jedzą. Pszczoły czerwiące intensywnie jedzą dużo. Pszczoły nie hamujące czerwienia w jesieni (czyli takie pszczoły zbierające towarowe ilości wrzosu i nawłoci) zjadają zapasy zanim zacznie się zima. Te pszczoły trzeba karmić 2 razy więcej, albo też dodawać im ciasta, suchego cukru kryształu czy w okresach ocieplenia karmić syropem (w ostatnich latach było to możliwe w zasadzie do końca listopada).
Uznaję, że karmienie głodnych pszczół jesienią i zimą jest na swój sposób pośrednio powiązane z podtrzymywaniem nieprzystosowania pszczół do warrozy. W mojej pasiece we wrześniu zakarmiłem te, które miały mniej, sprawdziłem wszystkie i zostawiłem do wiosny. Czy umrą z głodu? Nie wiem. Ale mogę się domyślić, że te, które umrą z głodu czerwiły długo, czyli hodowały więcej pokoleń roztoczy. To również te pszczoły, które zwiększają szansę na przetrwanie większej ilości roztoczy w rodzinie przez okres zimy. Zakładam, że gdyby od września do marca w ulu nie było czerwiu (wiem, że to utopia i tak się nie dzieje), to spora część roztoczy, nie tylko nie rozmnożyłoby się zwiększając porażenie rodzin, ale - choć one również jak i pszczoły w zimie żyją dłużej niż w lecie - po prostu... umarłoby ze starości zanim pojawiłyby się warunki do wydania na świat nowego pokolenia.
Dlatego nie sprawdzam czy moje pszczoły głodują. Sprawdziłem we wrześniu i każda z rodzin miała w mojej ocenie wystarczająco pokarmu aby dotrwać do wiosny. Zakładam (może niesłusznie), że te, które głodują, to te, w których namnaża się więcej roztoczy. Selekcja na dobrą zimowlę i oszczędność pokarmu idzie według mnie w parze ze zdrowiem i mniejszym porażeniem pasożytem. Czekamy do wiosny i niech przetrwają najlepiej przystosowane.
UZUPEŁNIENIE 28.01.2016R.
Znów przyszło ocieplenie. Dziś akurat zostałem w domu i mogłem poobserwować pszczoły. Pod domem we wszystkich z 3 uli pszczoły żyją. W jednym z uli dość mocno się oblatywały.
Poza tym byłem na moim głównym pasieczysku (nr 2) i tam też trochę pszczół latało. Przez górne wylotki zaglądnąłem do kilku rodzin. W każdej stwierdziłem żywe pszczoły - bądź to widoczny był kłąb bądź trochę pszczół siedzących na górnych ramkach (albo rabują, albo kłąb jest niżej).
Tu zimuje matka od Szymona |
Do tej pory żywe pszczoły stwierdziłem min. w ulach :
- z matką VR od Polbarta
- z matkami po pszczołach Elgon
- ze szwedzką pszczołą AMM linia Noris
- z pszczołami przedwojennymi i ich córkami
- z matką od Szymona, która została mi przez niego przesłana (jedna z 2 moich najmniejszych zazimowanych rodzin).
Na chwilę obecną wygląda to więc nieźle. Pytanie co będzie dalej, czy wróci zima czy nie i co zobaczymy na przedwiośniu. Nie wiem czy pszczoły mają jeszcze wystarczająco pokarmu, ale jestem dobrej myśli. Wszystkie pszczoły mam z naszego rejonu lub pochodzące z północy. Pszczoły te powinny więc umieć dobrze zimować. Co będzie to będzie.
Nie mówiłeś, że masz kurnik na pasiece ;)
OdpowiedzUsuńnie mówiłem, ale mój kurnik widoczny jest na górnym głównym zdjęciu na blogu ;-) jako człowiek inteligenty i wykształcony powinieneś się domyślić, że jest tam taki kurnik... tylko kur brak ;-)
OdpowiedzUsuń"w" zjadłeś ;)
OdpowiedzUsuńU mnie we wszystkich czterech rodzinach słychać jednostajne brzęczenie. Pszczoły podczas mrozu wiszą niżej - a przynajmniej w tym ulu, w którym połozyłem folię, żeby je podglądać w okresach odwilżowych. Poza tym nie ruszam ich...
OdpowiedzUsuńKarmienie skończyłem 7 września i raczej nie zamierzam ich karmić przed kwietniem. A w kwietniu - mam nadzieję - nie będę musiał ;-)
http://herbarz.alchymista.pl