Strony

wtorek, 2 kwietnia 2019

Podsumowanie zimy czyli ruszamy w nowy sezon 2019

Zaczął się kwiecień. Najwyższa więc pora na podsumowanie zimy. Absolutnie nie oznacza to, że wszystkie pszczoły już na pewno przetrwają trudny okres początku wiosny - mogą przecież umrzeć w zasadzie zawsze - dziś, jutro czy za tydzień. A nawet jak nie będą straszne im choroby, to jakaś mądra głowa wyjedzie na oprysk i wyjdzie na to samo. To dzisiejsze podsumowanie i tak nie będzie do końca wiarygodne czy aktualne, bo kilka rodzin odwiedziłem z początkiem marca i od tego czasu tak naprawdę nie wiem co się u nich dzieje. Ale wydaje mi się, że nigdy takie nie będą, bo na takich pasiekach, jak moja, stan zmienia się cały czas. Zaraz zacznie się okres namnażania rodzin i wtedy to już całkiem zgubię się w numerach i liczbach.

Zima (a i ta część przedwiośnia, która już za nami) minęła mi o wiele pozytywniej niż zakładałem, oczekiwałem i obawiałem się. Nie oznacza to, że nie liczyłem na lepszą. Zawsze liczę przecież na co najmniej 100% przeżywalność - ale to na co liczę ma się nijak do rzeczywistości. Oczekiwałem więc dużych strat, a choć małe nie były, to jednak wiosna przywitała mnie pszczołami na każdym pasieczysku, a na niektórych z nich w całkiem niezłych liczbach i kondycji. Choć takie właśnie liczby dla większości pszczelarzy oznaczałyby pogrom czy klęskę, dla mnie oznaczają kolejną zimę, w czasie której pszczoły przechodzą przez wąskie gardło ewolucyjne i na pasiece zostaje "coś", co pozwala na kolejne namnożenie, a kto wie, wreszcie może na... ten... no... jakmutam... miód! Oczywiście, jak zawsze, na ten osławiony miód liczę, a pewnie, jak zawsze, wyjdzie coś w sezonie, co znów każe mi wybrać podziały lub pożytki i wybiorę te pierwsze.

Po blisko półrocznej przerwie od zaglądania do uli, 7 marca przejechałem się przez kilka z moich miejsc. Zastałem tam stan, jaki w części można było zobaczyć na filmie, który wrzuciłem na mój Youtube'owy kanał.
Więc choć liczby mogły się do tego czasu lekko zmienić (oczywiście na mniejsze, bo cudownego rozmnożenia się nie spodziewam), to sytuacja, według mojej ostatniej wiedzy, wygląda następująco:

dom - 4/6
Pod domem żyją 4 rodziny z 6 (tu na pewno tak jest). Osypała się moja wrześniowa rójka (od czasu kiedy ostatni raz o tym informowałem niestety nie odżyła) i inna rójka w kłodzie (podobnież). Przeżyły 2 bardzo ładne rodziny na ramce warszawskiej w budce (w tym córka Łukaszowej 16tki, która wraz z pakietem poszła na tą ramkę zeszłej wiosny) - są to jedyne 2 warszawiaki, które przetrwały w mojej pasiece. Przeżyły też 2 rodziny w ulach wielkopolskich - to takie średniaki (przynajmniej patrząc z perspektywy mojej pasieki). Te dwie ostatnie należały do nielicznych w pasiece, które po zimie miały bardzo niewielkie zapasy pokarmu.
dzisiejszy przegląd - nowosądeckie

pasieka główna 3/10
Tam, już któryś rok z rzędu przeżywalność jest słaba. Nie wiem czy to miejsce jest po prostu dla pszczół nieprzyjazne (pszczoły stoją na piasku, "na patelni", na które praży słońce - czy to dobrze czy źle - nie wiem), czy też może jest to efekt tego, że chyba co roku najbardziej im tam przeszkadzam: mieszam, przestawiam, przekładam, tworzę tam dużo odkładów, rodzin itp. To może odbijać się stresem dla pszczół. Ale miejsce, ponieważ jest moją prywatną działką, będącą na uboczu, jest po prostu dla mnie dogodne do tych wszystkich manipulacji. Mam tam swoją budkę-magazynek, łatwy dostęp, przyjeżdżam kiedy chcę i nikt mi nie przeszkadza. A ponieważ mam spory ogrodzony teren i wiele stojaków, to sprowadzam tam pszczoły z innych miejsc i ... im mieszam i mieszam. Być może to odbija się potem na pszczołach. Same hm... zbiory - są takie jak i gdzie indziej: ładne rodziny zawsze coś mają, te, którym coś dolega, mają problemy z zebraniem pokarmu. Na pewno nie zrezygnuję na razie z tego pasieczyska, bo jest dla mnie wygodne, no a skoro działka należy do mnie, to "łyso" by było trzymać ją bez uli. Niewątpliwie jednak coś niekorzystnego na rzeczy tam jest.
Żyje tu Łukaszowy dadant jako stabilny średniak, żyje jedna "miernotka" i najładniejsza rodzina z tego pasieczyska z zeszłego roku. Inne niestety nie przetrwały - wliczając w to 3 warszawiaki, które poszły do zimy, a i ze 2 czy 3 inne warszawiaki nie dały tam rady przejść przez sezon.

UZUPEŁNIENIE 8.04.2019
Wczoraj zrobiłem przegląd pasieki i okazało się, że dadant Łukasza osłabł. Przestałem go więc zaliczać do średniaków. Osłabł także nomen omen słabiak przedwojenny, choć z drugiej strony pojawiło się tam ciut czerwiu, więc liczę na to, że najgorsze za nami. Rodzina silniejsza, choć w sumie nic jej nie brakuje, też zawiodła mnie o tyle, że liczyłem na jej lepszy rozwój. Ciekawe co zastanę na kwietniowych przeglądach w innych miejscach?
Poniżej film dokumentujący przegląd


las 5/7
Tu już drugi rok z rzędu jest najładniejsza przeżywalność wśród rodzin przy zachowaniu względnie równej i ładnej siły na wiosenny oblot. To miejsce niewątpliwie ma "to coś" czego nie ma pasieka główna (są one oddalone od siebie o niecałe 3 km w linii prostej, czyli zasięg lotów pszczół na pewno w części się pokrywa). Na pewno ma większą wilgotność i co rok pszczoły mają tam nasiąknięte daszki i sporo wody w ulu (a czasem i gdzieniegdzie pleśni, która im na pewno nie służy).
Przeżyły tu 4 bardzo ładne rodziny i jedna jako trochę silniejszy zgrabny średniak.
Nie przeżył tu warszawiak (fortowa rodzina J). Nie przeżyła również inna fortowa rodzina L2 - przywieziona w zeszłym roku od Łukasza.

wieś 6/11
Na tej pasiece przeżyły 3 bardzo ładne rodziny (w tym rodzina z matką "victoria" od Łysonia), 1 średniak i dwa słabiaki. Te dwa słabiaczki oznaczyłem sobie jako R-SŁ1 i R-SŁ2 ("sł" od słabiak). Mam nadzieję, że przetrwają - z obu 31 marca były jakieś mizerne loty, ale w przypadku R-SŁ1 nie mam gwarancji czy nie są to rabusie. Oznaczyłem te rodziny, bo chcę ich rozwój (jak i ich ewentualnych całych linii) śledzić przez cały sezon, a może i przez kolejne lata. Celem tego swoistego eksperymentu - tj. o ile nie zakończy się szybko stwierdzeniem zgonu - jest pokazanie, że likwidacja takich słabiaków ma uzasadnienie tylko li ekonomiczne i nie ma nic wspólnego w biologiczną zdolnością pszczół do przetrwania. Wszystko przy założeniu, że pszczoły dadzą radę, bo przecież nie muszą. Ba, one nic przecież nie muszą. Na jednej pasiece w zeszłym roku obserwowałem ciekawe zjawisko dotyczące takiego słabiaka i stąd motywacja i inspiracja do takiego eksperymentu - jak się on skończy, czas pokaże.

działka kolegi 5/10
Już dokładnie nie pamiętam jak te rodziny wyglądają... Byłem tam 7 marca i od tego czasu nie nawiedziłem tego miejsca, choć ostatnio dostałem sms'a od kolegi, że lata 5 rodzin. Na pewno jedna z rodzin jest bardzo ładna i chyba najsilniejsza tam wiosną. Jest to rodzina utworzona ... z takiego właśnie słabiaka, który mniej więcej o tej porze roku wiosną 2018, miał 2 uliczki pszczół na wielkości dłoni na plastrze. Rozwijał się wolno ale konsekwentnie. W końcu maja podzieliłem rodzinę na 2 - rodzina utworzona ze starą matką doszła do siły około 9 ramek WLKP na jesień i dziś jest właśnie (a raczej była 7 marca) najsilniejsza na tamtej pasiece. Za to pozostała część tamtej rodziny, a więc macierzak, który odchował sobie młodą matkę, jesienią był mocny, a teraz jest słabiaczkiem. 7 marca miał praktycznie 1 uliczkę pszczół. Czy przetrwa? Czy wciąż żyje? Nie mam pojęcia, choć tamten sms nakazywałby sądzić, że tak (lub latały tam rabusie). Tą linię też będę starał się śledzić (oznaczyłem ją sobie B2-SŁ3). Pozostałe rodziny o ile pomnę to średniaki. Z ciekawostek jeszcze z tamtego miejsca. Tam do wiosny 2018 roku przetrwały 2 rodziny. Silniejszą podzieliłem w maju na 5 i dziś żyje 2 średniaki. Historię tej słabszej przedstawiłem chwilę temu. Sam z ciekawością zobaczę co z tymi liniami będzie dalej.

nowosądeckie 3/4
Byłem tam dziś. 1 rodzina bardzo ładna, 1 średniak, 1 słaba. Ponieważ bywam tam rzadko, rodzina silniejsza (koło 7 - 8 uliczek) i średnia (koło 5 - 6  uliczek) dostały po korpusie 18tce na górę. A nuż nie pojadę tam przed majem i im się przydadzą... Jak nie, to raczej im nie zaszkodzą, o ile nie przyjdzie wichura i im tego korpusu znad głowy nie zwieje.


Na 48 rodzin żyje na dziś (w części według sprawdzeń na 7 marca?) 26 rodzin. Tegoroczna przeżywalność na mojej pasiece wynosi więc 54%. 12 rodzin oceniam jako bardzo ładne, a pewnie kolejnych blisko 10 to rodziny średnie z potencjałem. Może nie na miód, ale pewnie na to, żeby ich liczbę zwielokrotnić.

Z ciekawostek - w tym roku poniosłem kolejną klęskę w zimowli w ulach warszawskich. Przeżyły 2 rodziny z bodaj 6, które poszły do zimy na tej ramce (było też kilka innych, które w sezonie gościły pszczoły, ale które do końca lata nie dotrwały). Któraż to już porażka tego typu ula z kolei? Staram się jak mogę zapszczelać moje warszawiaki, a one co rok pokazują mi, że powinienem się trzymać ula wielkopolskiego. Ale nie poddaję się i w tym roku również zamierzam wrzucać pszczoły do uli warszawskich. O nie,  nie robię tego z wrodzonej złośliwości dla pszczół i celowo, żeby w tych ulach umarły... choć wiem, że może to tak wyglądać. Uważam, że z tymi ulami to inny problem. Mam nawet swoją teorię jaki. Ale uważam, że śledzenie statystyk na danej ramce i ich porównania, choć może i są ciekawe, to na pewno nie mają nic wspólnego z wiedzą odnośnie tego w jakim ulu należy trzymać pszczoły bez leczenia (czy raczej w jakim tego nie robić). Może mała historyjka o przygodach jednego z moich "telefonicznych kolegów" (którego na żywca nie poznałem). Zadzwonił do mnie pierwszy raz, o ile dobrze pomnę, z półtora roku temu. Opowiadał mi z wielką fascynacją o ulach warszawskich. Stwierdził, że to na pewno najlepszy ul dla pszczół i o wiele lepszy niż dadant, w którym do tej pory pszczoły trzymał. Do zimy puścił więc mnóstwo dadantów i trochę warszawiaków (z tego co wiem około połowy pasieki leczył, a około połowy nie - według znanego sobie klucza, ale nie kierował się tu ramką). O ile pomnę w warszawiakach była klęska (niezależnie od leczenia), a w dadantach przeżywalność bardzo wysoka. Więc zafrasował się był ów pszczelarz, bo nie było to spójne z jego teorią. Gdy rozmawialiśmy potem wiosną, to już zaczął twierdzić - jako i ja starałem się go przekonać wcześniej - że chyba ten kształt ramki nie ma tak wielkiego znaczenia dla zimowli, a już na pewno nie w tym aspekcie, który interesował jego. W ostatnim roku znów zazimował sporo dadantów i warszawiaków (o ile wiem nie leczył pasieki wcale). Przeżyło mu około połowa rodzin, tak jak mi. Ale tym razem wyniki zimowli miał odwrotne: przeżyły praktycznie wszystkie warszawiaki i chyba nie więcej niż 20 % dadantów. Tyle właśnie jest z naszych obserwacji wpływu kształtu ramki na przeżywalność pszczół. Ule niewątpliwie mają znaczenie dla pszczół, ale mniejsze na pewno ma wysokość czy szerokość ramki... W kwietniowym "Pszczelarstwie" ukaże się kolejny mój tekst, w którym opisuję trochę znaczenie niektórych aspektów ula dla zdrowia pszczół (przybliżając badania niemieckiego naukowca Torbena Schiffera). I cóż, nie będzie tam wiele o stosunku wysokości do szerokości ramki... Zapraszam, tekst ukaże się tu na blogu już za parę dni.

Choć jeszcze pszczoły nie przeżyły do samego końca najtrudniejszego okresu, to uznaję, że tenże właśnie końca dobiega. Wierzba kwitnie w najlepsze, coraz więcej widać innych kwiatów (bardzo dużo jest kwiatów w lasach), a prognozy i kalendarz pokazują, że coraz więcej ciepłych i lotnych dni przed nami, a coraz więcej zimnych za nami. Wiosna rusza i od paru dni po prostu ją czuć. Gdy pszczoły dostaną świeżego pyłku i nektaru i odchowają pierwsze pokolenia, powinno być już dobrze. Nawet jeżeli wykruszą się jeszcze pojedyncze rodziny, to i tak pszczelarski maj zapowiada się pracowicie. Wreszcie zaczyna się nowy sezon.

9 komentarzy:

  1. Gdy by miał LN3/4 to by to całkiem inaczej wyglądało... A tak dadant i warszawiak nie dają rady

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też prawda... dadantowi i warszawiakowi daleko do uli doskonałych ;-)

      Usuń
  2. Bartek
    A nie myślałes żeby jednak zmniejszać gniazda do zimowli ?
    W naturze nie ma gniazd na 10 ramek.
    W dziupli masz 5-8 plastrów.
    M. Bush ma 8 ramkowce,chociaż tłumaczył to swoją wygodą a nie pszczół.
    Ja w tamtym sezonie jesienią zmniejszyłem gniazda połowie pasieki i widać teraz że rodziny te są w lepszej kondycji.praktycznie dwa-trzy tygodnie do przodu niż te na dziesięciu ramkach.

    "Ktoś" mi podesłał waszą rozmowę na mój temat wczoraj... dziękuję za Twój input.

    Pozdrawiam Jacuch.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak jest zbyt wiele ramek w ulu to matki nie czrrwią od góry do dołu plastra (mówię tu o warszawiakach) a na wiekszej ich ilości ale po trochu co nie jest za dobre. Skupiony czerw jest łatwiej ogrzać. Wielkość ramek moim zdaniem tez ma znaczenie. Przynajmniej tak wynika z moich obserwacji i nie tylko moich. W jakims starym czasopismie pszczelarskim czytałem ze idealnie było by dla pszczół gdyby plastry w ulu był duże a ich ilość nie wieksza niz 5. W ulach o ramce o połowie niższej czyli 1/2 wp od kilku lat mam słabsze pszczoły niz na pełnej ramce. Uważam że nie jest to przypadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wychodzę z założenia, że czerwią sobie tak jak chcą. Nie ja im grzeję czerw, tylko robią to same, więc wydaje mi się, że raczej powinny wiedzieć co robią. :-) W mojej ocenie pszczoły lepiej rozwijają się na ramkach dużych, wtedy nie ograniczają się w rozwoju. Dlatego też z punktu widzenia pszczelarstwa naturalnego coraz mniej podobają mi się konstrukcje na niższych plastrach. Choć wiem, że pod wieloma względami ułatwiają obsługę.

      Usuń
  4. Jak zwykle co dobre dla pszczelarza średnio pasuje pszczołom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aż tak kategorycznie to może nie, ale pewnie coś na rzeczy jest :-)

      Usuń
  5. Aż mnie korci zrobić ul na 3 - 5 plastrów takich ogromnych na metr :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tam ;-) nie muszą być na metr. wielkość WP jest wg mnie wystarczająca, żeby nie wstrzymywać rodziny w rozwoju. ale jak masz taki ul to czemu nie :-P

      Usuń