Strony

niedziela, 27 listopada 2016

Jesienno-zimowe prace w oczekiwaniu na sezon 2017

Zima zbliża się wielkimi krokami... choć dziś widziałem na wierzbach pojawiające się bazie. Ale nie ma co się dać zwieść, bo do wiosny jeszcze daleko. I choć zgodnie z moją wiedzą pszczoły na razie żyją i najgorzej się nie mają, to do wiosny może wydarzyć się jeszcze bardzo dużo.

Jesień i zima to czas, żeby przygotować się na nadchodzący sezon. Jeżeli chodzi o moją pasiekę, to wcale nie mam tak dużo do zrobienia, jak chociażby planowałem na poprzednią zimę (i udało się to zrobić dopiero wiosną, co ostatecznie nawarstwiło się z robotą na maj i czerwiec). Poza zajętymi przez zimujące pszczoły, na nowe rodziny czeka około 20 pustych uli (tyle mam daszków i dennic), a do tego jeszcze około 25 - 30 ulików odkładowych. Więc raczej pszczoły będę miał gdzie trzymać - przynajmniej w pierwszym okresie wiosny. Na pewno jednak muszę zrobić trochę korpusów - tych pewnie trzeba będzie robić co rok po 10 - 20. Tej zimy wiele ich nie planuję - mam wysezonowanych raptem 5 czy 6 desek, co wystarczy na bodajże 12 czy 13 korpusów. Niewiele. Ale też myślę, że mało rodzin osiągnie wielkość 4 korpusów, a dominować będą u mnie rodziny na może 2 piętra, bo znów standardowo zamierzam dzielić większe rodziny na odkłady.

Plany na przyszły rok mam dokładnie takie jak i rok temu (pisałem o nich tutaj: http://pantruten.blogspot.com/2016/02/wie-mamusia-co-ja-sie-chyba-cakiem-na.html). Mam jednak nadzieję, że tym razem uda mi się je zrealizować. Oczywiście, przy tak ciężkim roku jaki mam za sobą (a raczej mają pszczoły...), wiosną może być bardzo różnie. Tak naprawdę może okazać się, że nawet i nie pojawią się obloty, ale równie dobrze może przeżyć te dwadzieścia, a nawet i trzydzieści czy trzydzieści-parę rodzin. Niezależnie od tego co będzie z pszczołami, to jakiś plan trzeba zrobić i przygotowywać się sprzętowo tak, jakby miało być dobrze, lub chociaż średnio. A jak będzie źle, to sprzęt nie zginie i przyda się na przyszłość.
 
A więc plany są takie, żeby za rok do zimy poszło 50 - 60 rodzin, aby nie trzeba było podawać im cukru, aby zapszczelić kilka sztucznych barci i wziąć ten kilogram miodu z ula. Teraz nie chodzi jednak o to, żeby gdybać co będzie, a żeby mniej więcej być przygotowanym sprzętowo.

Uliki odkładowe, które są niejako w bonusie do tej liczby, pozwolą mi na pewien luz w namnażaniu, na zapas matek, na ewentualne uzupełnianie rodzin, które niewątpliwie będą padać, a kiedyś, za rok, dwa czy pięć, w razie bardzo dobrego sezonu i wysokiej przeżywalności ewentualnie rodziny przeznaczyć na sprzedaż.

ścianka boczna ula
W przyszłym roku postanowiłem rozwinąć trochę więcej rodzin na ramce warszawskiej. W tym roku chciałem puścić do zimy rodziny we wszystkich ośmiu posiadanych warszawiakach, ale mimo różnych prób i zabiegów się to nie udało. Dziś zgodnie z moją wiedzą żyje 5 rodzin na takiej ramce (w szóstym pszczoły żyły we wrześniu, ale prawdopodobnie od miesiąca rodzina nie istnieje - niemniej jednak nie zaglądam do niej). Ponieważ jednak na dzień dzisiejszy pracuję na odkładach, to uznałem, że chcę zrobić trochę mniejszych uli warszawskich niż standardowe, ale przy tym takich, żeby kubatura ula pozwalała na nieskrępowany rozwój odkładu aż do samej zimy. Przy tym miały to być ule bardziej poręczne, możliwe do względnie łatwego przewiezienia, pozwalające na pracę na mniejszych rodzinach, bez "marnowania" dużej i nieporęcznej kubatury. Oczywiście miały być przystosowane do górnego wylotka. Stwierdziłem więc, że dobrym pomysłem będzie budowanie uli 10cio ramkowych (11 przy węższym rozstawie).
ul w trakcie skręcania
w tle kompostownik do ewentualnej "rozbiórki" na drewno

Z racji mojej ręki, która przypomina mi o tym, że ze mnie jest d..., a nie stolarz, nie mam ochoty zagłębiać się w większą i bardziej precyzyjną robotę. Stwierdziłem więc, że pójdę w prostą konstukcję opartą na zwykłych dechach poskręcanych do kupy, takich, które jednak mogę obrobić sam, nie licząc na pomoc fachową. W ten sposób nie muszę wchodzić w problemy wręgów, frezowania, precyzji wykonania itp itd. Rozmiar takiego ula pozwoli na dobrą zimowlę (maksymalnie do 11 ramek WP), a w razie przeżycia do kolejnych lat i potrzeby zwiększenia kubatury, konstrukcja będzie mniej więcej pasować do moich korpusów wielkopolskich, które będą służyć za nadstawkę. Na te ule będą też pasować moje daszki i powałki wielkopolskie (wchodzi więc w grę np. podkarmianie słoikami czy podkarmiaczką powałkową, w gotowym już i istniejącym standardzie). Więc ten ul niejako tylko częściowo będzie poza standardem, bo będzie go można bardzo łatwo przystosować do pracy z pozostałymi. Będzie mógł być potraktowany też na swój sposób jako ul "przejściowy" pomiędzy jednym, a drugim i będzie umożliwiał w razie potrzeby przejście z jednej ramki na inną.
Zdecydowałem się na pójście w ten system, gdyż mam głębokie przekonanie, że moje pszczoły będą czuć się na ramce warszawskiej poszerzanej daleko lepiej niż w ulu wielkopolskim na niskiej ramce.

deski z rozmontowanych
"kuwet"
Pozostawał problem drewna. Konstrukcja, na którą się zdecydowałem jest dość "odporna" na wypaczenie i brak precyzji. Stąd mogłem wziąć drewno świeże, mokre czy "jakie bądź". Mam wciąż jednak z tyłu głowy potrzebę zaszczepiania mikrożycia w ulach i niekoniecznie pozytywną wizję pszczół żyjących w sterylizowanych styropianach czy nawet na szlifowanych, przesuszonych dechach (http://pantruten.blogspot.com/2015/11/dlaczego-pene-dennice-z-prochnem-nie.html). Takiego ula nie chciałem. Do głowy wpadł mi pomysł, żeby wykorzystać deski z ogrodu, którymi otoczyłem niektóre moje rośliny (borówki, maliny, truskawki), na kształt niejako "kuwety" (tak określiła to kiedyś moja żona). Dechy te zamontowałem blisko 2 lata temu i od tego czasu leżały sobie na ziemi i niewątpliwie przy tym się trochę psuły. Tydzień temu wymieniłem więc dechy na nowe, a te dwuletnie złożyłem żeby trochę przeschły (praktycznie się to nie udało i drewno wciąż było mokre - może przy następnej partii robót będzie już suchsze).
gotowa skrzynka WP na 11 ramek

Zastanawiałem się też czy w konstrukcji ula zrobić dennice głębsze z próchnem, czy zwykłe płaskie pełne dennice. A jeżeli już jedno czy drugie rozwiązanie, to czy dennica powinna być na stałe (skrzynia z dnem), czy też jako osobny moduł. Ostatecznie zdecydowałem się na podbicie "korpusu" deską na stałe i nie wykorzystywanie w tym ulu próchna. Dlaczego? Otóż głównie ze względów pragmatycznych. W pracy z rodzinami, które padają, wymagają dzielenia, wyszukiwania matki do zrobienia pakietu, gdy rodziny rozwijają się wolniej i w sposób nieprzewidywalny, często trzeba jednak taki ul "wyczyścić", czy zrzucić pszczoły do innego (różne były sytuacje). Więc w przypadku próchna w takim ulu byłoby to niezmiernie ciężkie, gdyby pszczoły zdecydowały się siedzieć na ściance ula, a matka nie byłaby znaleziona (próchno w dennicy wg mnie w takiej gospodarce sprawdza się tylko w dennicy, jako osobnej części ula). Wówczas jedyne rozwiązanie to złapanie takiej skrzynki i "wytrzepanie" pszczół. Każdy może sobie wyobrazić co by się wtedy działo z próchnem... Gdyby jednak zrobić dennicę jako osobny moduł, to znów musiałbym specjalnie dostosowywać dół ula do standardu wielkopolskiego (aby nie robić dodatkowych kolejnych elementów poza standardem). O ile na górze nie stanowi to problemu, o tyle deska dobita na dole to gromadzenie się wilgoci i szybsze psucie - już podpsutego - drewna. Uznałem, że dechy z których buduję są wystarczająco "żywe" i próchno nie jest potrzebne do zaszczepienia mikrożycia. Podstawowa pożywka dla grzybów i bakterii już jest. Nie wykluczam, że kiedyś odejmę dechy z dennicy i zastosuję te "skrzynki" jako "korpus". Na razie to rozwiązanie uznałem za optymalne do obecnych potrzeb.
gotowa skrzynka ulowa WP wraz z "nadstawką"
z korpusu wielkopolskiego. w tle "kuwetki".
Tak więc w ostatnią sobotę zrobiłem 3 takie uliki WP, a materiału mam jeszcze na 4 lub 5 kolejnych (mając już mniej więcej opracowane co i jak to jakieś nie więcej niż godzina roboty na 1 ul). Zdaję sobie sprawę, że nie są to wielkie liczby, ale też jak pisałem wyżej w zasadzie mam już sprzętu na tyle rodzin, ile jestem w stanie ogarnąć czasowo (Jak będzie przed oblotami czas, to mam możliwość w podobny sposób "rozmontować" kompostownik i "kuwetę" przy truskawkach, a to da kolejnych około 5 uli). Rozwój na poziomie 5 do 10 nowych uli rocznie, to więcej niż w bieżących warunkach mi potrzebne, bo też nie chcę spędzić kolejnego roku na bieganinie za nowymi ulami, tak jak to było w ostatnich sezonach.

Oczywiście i parę daszków trzeba będzie zrobić (rzecz jasna przystosowanych do górnego wylotu, takich jakie zacząłem wykonywać w zeszłym roku, bo mniej więcej się sprawdziły). Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do sezonu 2016 uda mi się całą planowaną robotę (której naprawdę nie jest tak dużo) zrobić najdalej do marca. Skręcaniu korpusów i zbijaniu ramek w maju mówimy stanowcze nie!

Przy okazji sobotniej roboty, musiałem zająć się deskami pod szalunki, jakie zalewałem względnie niedawno. Deseczki były przycięte do rozmiaru trzydziestuparu centymetrów. Wymyśliłem, że zrobię z nich budki dla trzmieli, które ponoć lubią szukać na gniazda przestrzeni blisko powierzchni ziemi. Zrobiłem więc 5 takich budek i 3 ustawiłem pod iglakami w ogrodzie, a 2 wywiozłem na główne pasieczysko i też wrzuciłem pod sosny. Ktoś z koleżeństwa pisał na forum, że trzmiele lubią wykorzystywać do zasiedlenia przestrzenie po myszach czy innych gryzoniach. Może też jakiś zadomowi się tam na zimę, a wiosną wykorzystają je trzmiele? Zobaczymy, byłoby miło mieć też inne pszczołowate.
Wykonane budki dla trzmieli. Ciekawe czy się spodobają.

A jak jestem już przy innych owadach, to wypada dwa słowa napisać na temat innego "roju" jaki udało mi się w tym roku złapać do rojołapki. Otóż zapomniałem o 2 skrzynkach, które były rozstawione u znajomych. Ostatnio je odebrałem i okazało się, że w jednej zagościła rodzina szerszeni. Muszę przyznać, że gniazdo było imponujące. Ciekawe też, że znajomi nie zauważyli takich gości na działce (ale i dobrze, że tak się stało). W gnieździe znalazł się jeden praktycznie wykształcony szerszeń (w fazie jeszcze białego owada) - nie mam pojęcia jak to działa u szerszeni i czy ten owad po prostu się nie wykształcił i zamarł (nie wyglądał jednak jakby się rozkładał) czy też było to stadium, które w tej formie miało dotrwać do wiosny... Tak czy siak się nie udało. Postanowiłem zażądać zwrotu ulika.
gniazdo z białym stadium owada

6 komentarzy:

  1. Bartek.... rzuciłem się na tą książkę jak szczerbaty na suchary... i jest świetna, myślę że takie coś w formie pszczelarskiej wydać to było by coś...
    Historia o bukach spinanych klamrą aby uschły sprawiła, że przypomniał mi się nasz zagajnik gdzie jakiś "debil" okorował 150 drzew na wysokości od 0,5 do 1,5 m tak że kora była zdarta na całej powierzchni... Stało się to jakieś 4 lata temu i co ciekawe do dzisiaj większość buków uschła ale nie wszystkie... jakieś 20 szt dalej mimo okorowania żyje i mają się całkiem dobrze. Leśniczy cały czas się dziwi jak to możliwe... hehe i ja też się dziwiłem a teraz już wiem dlaczego one jeszcze żyją...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no książka jest zacna ;)
      pokazuje zależności o jakich się nie myśli na co dzień. i nawet nieważne czy to wszystko prawda w 100% - ważne, że pobudza do myślenia i pokazuje, że proste "remedia na całe zło" przeważnie są przeciwproduktywne...

      ps. a ja pisałem o niej w kolejnym poście, nie w tym... to tak jakby ktoś się zastanawiał o jaką książkę chodzi :)

      Usuń
  2. Książki nie czytałam, choć chętnie przeczytam. W sprawie drzew mam własne doświadczenia. Kiedyś sarny okorowały mi śliwkę w ogrodzie, tak, że pozostał tylko pasek kory. Śliwka przeżyła, żyje do dziś i ma się dobrze. Po uszkodzeniach nie ma śladu.
    W sprawie budowy uli czytam w internecie ( patrz: uczę się na pamięć) książkę Księdza Ciborowskiego z początków 20-tego wieku o pszczołach i ulach. I tak książka do mnie przemawia - najważniejsze jest dobro pszczoły. Nie ma w niej mowy o żadnych osiatkowanych dennicach. Pszczoły w zimie mają mieć ciepło. Nie ma mowy o żadnych sztucznych odkładach i innych wymysłach nowoczesnego, komercyjnego pszczelarstwa. Pszczoły mają się roić, problem w tym żeby rójkę złapać. Czytałam książkę Ostrowskiej. Nie podoba mi się. Jestem w tej kwestii jeszcze bardziej ortodoksyjna niż TY. Wolę teorie Ciborowskiego. W kwestii budowy uli, rozebrałam starą psią budę ( dla bernardyna)Deski z rozbiórki plus trochę desek przeznaczonych na opał - wykorzystuję do budowy uli.
    I czekam niecierpliwie na te pszczoły co je będziesz sprzedawał :)
    Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa,
      co do siatek: w jakiejś części się zgadzam i teraz wszystkie dennice osiatkowane jakie zbudowałem parę lat temu mają na sobie warstwę próchna.
      natomiast czy pszczoły "mają mieć ciepło" to już nie jestem przekonany. Pszczoły miały różnie, ale raczej upałów w zimie nigdy nie miały ;)

      co do rojenia - zgodzę się, że jest to pozytywne zjawisko - dla pszczół. Ale na razie w okresie przejściowym musimy sobie z pszczołami radzić inaczej ;)

      ... ja jeszcze nie wiem czy coś przeżyje, więc do sprzedawania to jeszcze chwila ;) w każdym razie w 2017 nie planuję żadnej sprzedaży. obiecałem parę rodzin w zeszłym roku, a pszczoły nie bardzo chciały się mnożyć...

      Usuń
  3. Te siatki to ja biorę na logikę. Jak pszczoły mieszkały w barci, to żadnej siatki tam nie było. Ja wiem, że Ostrowska pisze, że temperatura w ulu w zimie jest bez znaczenia. Jak zaczynałam moją przygodę z pszczelarstwem nie mogłam zrozumieć co to jest ta osiatkowana dennica. Jak w końcu zrozumiałam, to dalej nie rozumiem jakim cudem pszczoły przeżywają w ulu w temperaturze takiej jak na polu i kto wpadł na taki pomysł. No i doczytałam się u Ostrowskiej, że zbadano. No cóż kaloryfera pszczołom do ula nie włożę, ale skoro Ciborowski mówi, że mają mieć ciepło, to znaczy tak ma być. Z autorytetami tej klasy się nie dyskutuje:)A badania-cóż wczoraj zbadano, że masło szkodzi, a dziś badania pokazują, że margaryna to całe zło tego świata. Gdyby pszczoły w naturze chciały się wietrzyć w zimie, to nie zakładałyby gniazd w dziuplach tylko na gałęzi, albo budowały je na strychu z papieru tak jak osy i szerszenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy robi co uważa :)
      ale pszczoły budują gniazda w dziuplach wg mnie ze względu na bezpieczeństwo rodziny, a nie potrzebę zachowania wyższej temperatury. Pszczoły żyją pod cienką deską i doskonale sobie dają radę, a z drugiej strony w ulach izolowanych mają cieplej może maksymalnie parę stopni.

      Usuń