Strony

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Juhani Lunden i znaczenie bioróżnorodności

Juhani Lunden to pszczelarz z Finlandii. Prowadzi swoją pasiekę w lesie, z tego co wiem w oddali od innych pszczelarzy. Przyznam, że szczegółowo nie wgłębiałem się w jego stronę internetową (kiedyś na pewno to uzupełnię) i w jego dokonania, choć są niezmiernie ważne i znaczące dla typu pszczelarstwa jakie zawładnęło moim sercem i rozumem. Bo też przy tym pszczelarzu mam mały zgrzyt - jest wybitnym "organicznikiem", ale równocześnie wcale nim nie jest... a może jednak całkowicie jest? Ale o tym poniżej. Teraz od początku.

Juhani Lunden to człowiek, który niewątpliwie wierzył, że pszczoła da sobie radę z warrozą sama. I ta wiara zmaterializowała się w takiej właśnie pszczole. W 2001 roku Lunden rozpoczął swój projekt hodowlany. Uznał, że będzie leczył tylko raz w sezonie coraz mniejszą dawką leczniczą. Obawiał się od razu puścić pszczół na żywioł - chciał im dać większą szansę na początku. Swoją pracę prowadził na węzie z komórką 5.3. Bazował na różnych pszczołach, ale głównie była to Krainka i Primorska. To ta druga jednak osiągnęła większy sukces, bo Krainka posiadana przez Lundena zdecydowała się nie dotrwać do końca... A przynajmniej Krainka czysta rasowo, bo jej geny zapewne wmieszały się, przynajmniej w małym procencie, w efekt końcowy pracy hodowcy. W 2001 roku Lunden zastosował 38 ml kwasu szczawiowego na ul i systematycznie zmniejszał dawkę leczniczą, aż do 3 ml w 2008. Od tego czasu już pszczół nie leczy.

Oczywiście po drodze straty były znaczne, jednego roku większe, innego mniejsze - praktycznie zawsze było to kilkadziesiąt procent stanu. Lunden miał wybraną część swojej pasieki, którą włączył bezpośrednio w projekt hodowlany, a resztę trzymał jako grupę kontrolną czy też "pszczeli zapas", z którego mógł uzupełniać straty podając do tych rodzin selekcjonowane matki.

Efektem tego ogromu pracy jest pszczoła, o której Polbart napisał, że praktycznie nie nosi na sobie warrozy. Oczywiście to na razie jednoroczne obserwacje i trzeba poczekać na dalsze efekty. Zobaczymy. Niewątpliwe byłby to cenny nabytek dla takiej pasieki jak moja, ale na pewno nie mogę bazować tylko na tej pszczole. To nie jest do końca to czego szukam. I nie chodzi mi tu o rasę czy konkretne cechy. Ponoć ta pszczoła jest inna przy pracy niż ogólnodostępna pszczoła "nowoczesna". Polbart pisał, że ta pszczoła zrobiła się jakby bardziej "pierwotna". Nie w tym widzę problem. Pszczoła jest super! Nie mam jej, nigdy jej nie widziałem i nie dotknąłem (ona również nie dotknęła mnie żądłem), ale już mogę tak powiedzieć.

Problemem jest natomiast bioróżnorodność.
Różnorodność to fundament natury - w tym i pszczelarstwa organicznego. O potrzebie zróżnicowania genetycznego pisałem wielokrotnie. Im bardziej gatunek jest ujednolicony tym większa szansa, że nie poradzi sobie w dzikim świecie. Owszem, można go prowadzić za rękę, próbując ochronić go przed każdym niebezpieczeństwem, ale czy o to chodzi? Nie twierdzę, że pszczoła Lundena nie poradzi sobie z największymi zagrożeniami pszczelarstwa początku XXI wieku. Poradzi sobie, bo przecież właśnie sobie radzi! Ale dziś jest warroza, jutro być może mały chrząszcz ulowy... a pojutrze? Kto wie co jeszcze nas czeka w przyszłości? I czy wąska pula genetyczna jaką reprezentuje ta pszczoła stawi temu zagrożeniu skuteczny opór? Nie wiem.

Z opisu tego, co potrafi pszczoła Lundena można domniemywać, że pszczoła ta ma wysoko wyspecjalizowaną cechę groomingu (upraszczając: umiejętności fizycznego usuwania warrozy z siebie i innych towarzyszek), być może w mniejszym stopniu również VSH (upraszczając: wrażliwości na markery chemiczne pozostawiane przez warrozę, służące pszczołom do rozpoznawania pasożyta i zaburzania jego cyklu rozwojowego). Ponoć warrozy w ulach tych Primorskich nie ma - ani żywej, ani martwej. Pszczoły z nią walczą i wynoszą ją z ula. Może również strażniczki działają wyjątkowo skutecznie i blokują dostęp każdej pszczoły niosącej na sobie warrozę.
Wspaniałe cechy, których każdy pszczelarz powinien poszukiwać. Do tego rozwinięte nad wyraz skutecznie... To oczywiście dobrze, dobrze i jeszcze raz dobrze. Po trzykroć dobrze! Ale... Cechy te są rozwinięte tak skutecznie, że niestety musiało się to odbyć dzięki wąskiej specjalizacji. Specjalizacji prowadzącej do wąskiej puli genetycznej.

Trzeba zadać pytanie co dalej.
Juhani Lunden sprzedaje tylko matki unasiennione sztucznie. Do tego w przerażająco wysokiej cenie jak na warunki Polskie (500Euro za sztukę. Przy jednej matce - ok, a przy 10...?). Ale cena nie powstrzymuje wielu osób i być może ta pszczoła jest tego warta. Na pewno zliczając wszystkie straty jakie poniósł Lunden przez ponad 10 lat selekcji i mnożąc to przez osiągnięty efekt, należy mu się każdy cent z tej ceny.
Jak pisałem, nie znam bardzo dokładnie założeń i gospodarki Lundena. Zakładam, że wie co robi, bo ktoś kto by tego nie wiedział nie doszedłby tam gdzie on. Nie osiągnąłby tego co on.
Z tego co widzę jednak, pszczoła ta posiada najwęższą pulę genetyczną ze wszystkich pszczół organicznych o jakich czytałem (czy pisałem na swoim blogu). Do tego wciąż rozmnażana jest przy użyciu sztucznego unasiennienia co niesie za sobą zagrożenie dalszego zawężania różnorodności genetycznej. Gdzie pozostała ta radość dzikiej pszczoły, którą głosi Sam Comfort? Gdzie ta różnorodność - wciąż i wciąż wzbogacana dziką pszczołą - którą gości u siebie Michael Bush?

Czy można oprzeć się na pszczole Lundena w naszych pasiekach? Na pewno można próbować. Trzeba ją wprowadzać do pasiek, bo na dzień dzisiejszy ta pszczoła to najlepsze co mamy w zasięgu ręki. Ale trzeba się liczyć z ograniczeniami jakie ta pszczoła ze sobą niesie.

Po pierwsze nie da się kupić 2 czy 3 takich pszczół i na nich zbudować stu- dwustu-pniowej pasieki, bo zawęzimy liczbę alleli do znikomych rozmiarów i musimy liczyć się z inbredem. Raczej tym szeroko rozumianym, czyli niekoniecznie będziemy krzyżować braci z siostrami, ale nawet jak pszczoły będą mieć dalekiego wspólnego przodka w 7 czy 8 pokoleniu, to i tak będziemy poruszać się w wąsko określonej liczbie alleli.

Po drugie wprowadzenie małej ilości matek do pasieki i unasiennianie trutniami z zewnątrz spowoduje bardzo szybkie rozmycie genów tej pszczoły. A jak pisałem, z tego co widzę, pszczoła ta opiera swą odporność na wyjątkowej specjalizacji genetycznej, a nie na budowaniu naturalnego ekosystemu i zrównoważeniu się z naturą. Oczywiście brak aplikacji chemii do ula powoduje, że te ekosystemy się tworzą, a więc wszystko idzie dwutorowo, ale jak będzie w drugim czy w trzecim pokoleniu? Może pojawi się warroza i ktoś zdecyduje się raz przeleczyć?... Tylko raz, nie więcej. Ekosystemy się zaburzą, a geny już będą rozmyte. Czy tak będzie? Nie wiem. Ale, na ile mogę sobie wyobrazić jak to działa (być może błędnie), nie można dać żadnych gwarancji...

Wreszcie koszt większej ilości matek spowoduje, że bilans nam się nie zamknie.

Warto się tą pszczołą interesować. Warto ją sprowadzać i rozmnażać. Powiem więcej: musimy to robić, bo to wyjątkowo cenna pszczoła. Ale musimy selekcjonować obok niej naszą własną, lokalną pszczołę. Musimy krzyżować je, żeby zapewnić świeże geny. Tak, żeby odporne geny z Finlandii zasiliły naszą pszczołę, a ta z kolei, żeby dała jej moc naturalnej bioróżnorodności.


UZUPEŁNIENIE - 21 grudnia 2014 r. 

Łukasz ma rację (patrz komentarze) - Lunden bazował na pszczole Buckfast, a tego Buckfasta uzupełniał innymi pszczołami - w tym Primorską, Krainką, lokalną pszczołą z Finlandii, Elgonem i pszczołą z Kolumbii. Ile każdej z tych pszczół zostało w efekcie końcowym - ciężko powiedzieć, pewnie on sam nie jest tego świadom. 

Na starcie w pasiece funkcjonowała niezła bioróżnorodność. Lunden sam o znaczeniu różnorodności pisze, wskazując jej krytyczne znaczenie dla natury. Pytanie pozostaje jednak aktualne: jak dużo tej różnorodności pozostanie w zakupionej pszczole, na której chcemy zbudować pasiekę?...
Lunden pisze: "Nucs develop slowly and some more evidence of inbreeding has shown.(...) I have made up my mid to change the whole managing system in 2015. Details are still to be worked out, but the main thing is that I give up using Haukkamaa isolation station as main component in our system and start with natural matings and more inseminations. I´m creating the first varroa resistant drone area in Ruovesi.
 (wpis 11.10.2014 http://www.saunalahti.fi/lunden/varroakertomus.html), tłum.:"Odkłady rozwijają się powoli i pokazały się nowe dowody na inbred (...) Podjąłem decyzję na zmianę całego systemu hodowli w 2015. Szczegóły muszą zostać dopracowane, ale główną sprawą pozostaje to, że przestaję używać izolowanej stacji Haukkamaa jako głównego czynnika w naszym systemie i zaczynam podejmować unasiennianie naturalne i więcej inseminacji. Tworzę pierwsze trutowisko odporne na warrozę w rejonie Ruovesi". 

Lunden zauważył, że pszczoły rozwijają się wolniej, niż we wcześniejszych sezonach, niektóre mają też duże porażenie warrozą (podaje nawet 10%), zauważył również rodziny ze zgnilcem amerykańskim (AFB). Jak widać metoda była skuteczna do czasu odezwania się problemów związanych z zawężeniem populacji. Czyżby jego pszczoły powoli zaczynały dawać oznaki słabnięcia? Czy może lepsze były pszczoły kupione u niego w 2013 lub 2012 roku, niż w roku bieżącym? Myślę, że tak. Na szczęście Lunden zauważył problem i pracuje nad rozwiązaniem - co ważne, nie boi się też o tym pisać wprost, za co należy mu się według mnie duży szacunek. 

5 komentarzy:

  1. Bartek moim zdaniem Lunden nie bazował głownie na kraince i primorskiej... Jego główny materiał to buckfast... pojawi się tam jeszcze dolewka pszczół z Kolumbi, pisze o anatolice, oraz import matek VSH z USA.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, wspominał te wszystkie pszczoły, ale ja z opisu wywnioskowałem, że na_starcie te dwie były głównymi. mogłem też coś źle zrozumieć. jak pisałem, nie wgłębiałem się aż tak w jego prace. uzupełnię w wolnej chwili - może w okresie świątecznym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro ten pszczelarz trzyma pszczoły z daleka od innych i przez kilka lat leczył pszczoły jednorazowo , to możliwe że zminimalizował występowanie warozy na jego terenie, i nie wiadomo czy przenosząc tę pszczołę gdzie indziej też tak dobrze da sobie radę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale o tym możemy się przekonać jedynie przez zakup choćby jednej matki i obserwację .

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, niewątpliwie jego pszczoły żyją w miejscu mniejszego zagrożenia osławioną "reinwazją". Choć na pewno całkowicie zagrożenie nie jest wyeliminowane - jak raz warroza dotarła to nawet jakby czasowo znikła i tak prędzej czy później by wróciła.
    To wszystko nie zmienia jednak cech tych pszczół. O tym, że w rodzinach z matkami Lundena warrozy nie ma, pisał Polbart na Forum Miodka, cytuję:

    "Wstępne obserwaje pszczół w F1 od Juhani Lundena nie potwierdziły jego ostrzeżeń o złośliwości, a królowe celowo nie były unasienniane w Starej Słupi ale w rejonnie nadwiślańskim.
    Co ciekawe, pomimo wiadomego znikomego ogólnego porażenia nukleusów przez warrozę związanego z podkarminiem w bieżącym sezonie - w rodzinach z potomkami Vr1 i Vr2, ujrzelismy jedynie jedną martwą warroze na wkładce pod siatką w 18 rodzinach. - Wyniosły, zeżarły czy jak ????? Poczekamy w przyszłym roku, zobaczymy.
    Na świecie już o tych pszczołach wiedzą. Jak będzie u nas, czas pokaże. W kazdym razie są to inne zupełnie pszczoły, do których zdążyłem się przyzwyczaić."
    Koniec cytatu.

    OdpowiedzUsuń