Strony

piątek, 7 listopada 2014

I stało się.

I stało się. Pasieczysko nr 2 oficjalnie przestało istnieć. Dziś zebrałem ostatni ul. Dalej nie wiem dlaczego tamto pasieczysko zostało zmiecione, a drugie ma się dobrze.
Czas na małe podsumowanie. Wiosną zakupiłem tam 5 rodzin - we wcześniejszych postach opisywałem ich historię i nie będę jej powtarzał - w każdym razie była burzliwa, również (a może przede wszystkim) z mojej winy. Nie chcę już kupować rodzin na starych ramkach w "gnijących" ulach - może, cokolwiek to było, co zabiło moje pszczoły, wyszło właśnie z tych uli? Ale czy pszczoły nie dałyby rady cały rok pozbyć się tego? Przecież wszystkie rodziny od razu dostały nowe ule i systematycznie budowały nowe plastry gniazda, a stare ramki zostały wymienione... Jeżeli jeszcze kiedyś kupię takie pszczoły to wiosną zostaną strząśnięte do pakietu, ramki z czerwiem zutylizowane i wymienię matki wczesnym latem, gdy rodzina się odbuduje (dając im przerwę w czerwieniu). Z tych 5 kupionych rodzin zrobiłem ostatecznie jeszcze 3 odkłady. Do tego dokupiłem 10 odkładów z młodymi matkami (Sklenary i kundelki). Wszystkie rodziny spotkała śmierć... Do tego śmierć dotknęła 3 dokupione matki hodowlane - 2 Vigorki i 1 Primorską. Pieniądze nie są najważniejsze, ale nie da się ukryć, że tegoroczny "eksperyment" na pasieczysku nr 2 kosztował mnie blisko (a może ponad?) 2000 złotych... Miodu wiele nie wziąłem, tylko dla siebie i najbliższej rodziny. Brak miodu i pieniądze, to jednak nic w porównaniu z przykrym widokiem pustych stanowisk na pasieczysku ...

Zajrzałem dziś pod powałki moich ostatnich 4 rodzin - przy okazji dostałem żądłem (ciekawe czy to ostatni raz w tym roku?). Zadziwiła mnie wyjątkowa siła 2 rodzin - mam wrażenie, że odkąd ostatni raz zajrzałem to jeszcze się rozwinęły (pomimo dennic osiatkowanych). Nie wyjmowałem ramek, nie wiem czy jeszcze mają czerw. Niech robią co uważają za słuszne, choć wolałbym, żeby czerwiu nie było. Moja złapana rójka jest też w naprawdę dobrym stanie. Najgorzej (choć na razie też dobrze) ma się rodzina córki zeszłorocznej Ulmanki, która przez lato była dość silna. Być może wraz z rozwojem rodziny szedł rozwój patogenów i pasożyta i stąd jest ciut słabsza. A może (wersja bardziej optymistyczna) ta rodzina po prostu wstrzymała się szybciej w czerwieniu. Niestety, przy bardzo pobieżnym przeglądzie w 2 ulach rzuciło mi się w oczy parę pszczół z warrozą na "grzbietach"...
Nie zamierzam już zaglądać w tym roku do uli i w żaden sposób ingerować. Pokarmu mają dość. Czekam na wiosnę. Miejmy nadzieję, że pszczoły utrzymają się przy życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz