Ostatnio na stronie Stowarzyszenia "Wolne Pszczoły" ukazał się Felieton* pouczający nas wszystkich, żebyśmy nie byli bardziej papiescy od papieża. A raczej wielebniejsi od wielebnych. Treści zawarte w tym felietonie są proste: wszyscy robimy pewne ustępstwa, więc niech kamieniami rzucają tylko ci, którzy tych ustępstw nie robią. A takich wśród pszczelarzy nie ma. No może paru bartników (?... - pewny nie jestem), którzy działają czysto z pasji, a nawet i miodu nie zbierają - chyba że z martwych pni.
I nawet nie byłoby w tym nic strasznego, bo przecież to co powyżej napisane, to prawda, gdyby nie to, że czasem nie do końca, a ten akurat kamień rzucony - acz w drugą stronę - był w mojej ocenie, przez tego co to kamieniem rzucać akurat nie powinien*, tylko siedzieć cicho i robić swoje*. Kolejną sprawą jest to, czy w ogóle na stronie Stowarzyszenia taki tekst winien się znaleźć. Być może tak, być może nie. Być może jakiś tego typu tekst nawet MUSIAŁ się tam znaleźć, ale wymowa akurat tego konkretnego - z różnych powodów, być może nawet nie zawsze związanych bezpośrednio z jego faktycznymi treściami, a bardziej kontekstem - nie do końca mi się podobała*. Wydaje mi się, że mam do tego prawo*. Przecież wszyscy mają prawa. W zasadzie najczęściej mamy prawa. Posiadanie praw, to nasze niezbywalne prawo! Tak jak do godności ludzkiej. Wszystko można zbyć, tylko nie godność. A prawa - i owszem możemy zbyć - ale tylko dlatego, że to nasze prawo!* I niech się innym nie wydaje, że z prawem zawsze wiążą się obowiązki! ... No dobra, czasem tak - inni mają przecież obowiązek respektowania naszych praw. O, choćby mamy prawo nie tylko chodzić po chodnikach, ale i - ba! - odśnieżonych w zimie! Mamy więc prawo, ale chyba jednak obok tego są też obowiązki - na przykład ktoś ma obowiązek ten chodnik odśnieżać, a my wszyscy mamy obowiązki opłacania podatków, czy uczestniczenia w życiu publicznym, na przykład w wyborach. Ale i tak większość ludzi patrzy na to jak na prawo uczestniczenia w wyborach, a nie obywatelski obowiązek* i o tym świadczą statystyki frekwencji wyborczej tylko z rzadka przekraczające 50%. To świadczy o tym, że nikt nam - wielkiemu narodowi sarmackiemu - nie będzie mówił, że mamy obowiązek korzystania ze swoich praw - jakby nie były istotne i ważne*! A przecież nawet i my w naszym Stowarzyszeniu uchwaliliśmy w Regulaminie takież oto obowiązki - za przeproszeniem - członka: "brania udziału w działalności stowarzyszenia", "realizacji celów stowarzyszenia", "przestrzegania regulaminu (...)" (§ 9 pkt 1- 3 Regulaminu). Nie wdając się już w wewnętrzne sprawy, ograniczę się w tym felietonie do rzucania tylko tego, co można znaleźć publicznie i wyrażę tu o tym parę swoich słów komentarza, który rzecz jasna jest subiektywny i nie można mnie w żaden sposób za to winić* - choćbym manipulował i przekłamywał* - bo to w końcu felieton*!
Już od kilkunastu miesięcy - odkąd zarzucono mi że odstraszam ludzi od Stowarzyszenia - nie realizuję swojego prawa udzielania się na forum. Swój obowiązek prostowania niektórych głupot* wykonuję poprzez tego bloga, a swoje obowiązki wynikające z § 9 Regulaminu do tej pory realizowałem poprzez inną pracę*. Stowarzyszenie przyjęło oczywiście szereg różnych celów, a te podlegają interpretacji, czy inaczej wykładni. Regulamin, jak każdy inny akt prawny, podlega interpretacji i oczywiście najbardziej oczywistą jest wykładnia literalna (czyli czytamy wprost co do nas mówią), ale mamy też interpretacje choćby celowościową czy funkcjonalną (więcej o tym, jeżeli ktoś chce się w temat zagłębić - a może mu się przyda analizując zjawiska, o których mowa w telewizji - można poczytać w podręcznikach do prawoznawstwa, a kto lubi prosty język, może sięgnąć do podstawowego i jedynie-prawdziwego źródła wiedzy czyli Wikipedii). Do tej pory więc, na ile umiałem i na ile to subiektywnie rozumiałem, kierując się różnego rodzaju wykładnią, starałem się przeciwdziałać temu, co odbiegało od zapisów Regulaminu Stowarzyszenia. A są tam na przykład takie zapisy:
- § 4 ust. 1 "pszczelarstwem naturalnym w rozumieniu Regulaminu jest prowadzenie pasieki w sposób uwzględniający: (...)
b) potrzebę minimalizowania ingerencji pszczelarza w życie rodziny pszczelej, zwłaszcza poprzez odstąpienie od używania leków chemicznych, takich jak pestycydy, akarycydy i fungicydy, do zwalczania chorób pszczelich, a w szczególności roztocza Varroa destructor (...)
d) minimalizowanie, w zależności od możliwości i przebiegu sezonu, a zwłaszcza w okresie przygotowania do tzw. zimowli, podkarmiania pszczół pokarmem nienaturalnym, (...)
h) uznanie leczenia pszczół jedynie za czynnik wspomagania wytworzenia naturalnej tolerancji i odporności gatunku na choroby;
- § 5 Celami Stowarzyszenia są:
1) propagowanie zasad pszczelarstwa naturalnego, (...);
5) popularyzowanie wśród pszczelarzy potrzeby odejścia od stałego wspomagania lekami chemicznymi pasiek; (...)
A w Regulaminie forum czytamy:
- Celami naszej małej społeczności i tego forum są:
1. propagowanie zasad pszczelarstwa naturalnego; (...)
- Celami naszej małej społeczności i tego forum są:
1. propagowanie zasad pszczelarstwa naturalnego; (...)
5. popularyzowanie wśród pszczelarzy potrzeby odejścia od stałego wspomagania lekami chemicznymi pasiek;
- (...) Prosimy, na naszym forum pisz i czytaj posty właśnie w duchu tych celów i staraj się je zachować w swoich wypowiedziach. Dopuszczamy na forum wszelkie tematy związane z pszczelarstwem, za wyjątkiem tych, które jawnie sprzeciwiają się celom powstania tego forum (na przykład propagowanie tzw. "twardej chemii" w leczeniu warrozy, niszczenie bioróżnorodności gatunku pszczoły miodnej).
Czy te (i inne) zasady są dobre czy złe, to już sprawa dyskusyjna. Ci, którzy nazywają takich jak ja dręczycielami pszczół, choć pewnie skiną głową na treść tych zapisów, to już nasza praktyka i przyjęte metody do realizacji celów w niektórych pasiekach (na przykład mojej) są dla nich barbarzyństwem. Chodzi mi o selekcję naturalną - a raczej w części naturalną, bo na pasiekach, bo na odkładach, bo na sztucznie sterowanych rodzinach itp. A sam zwrot "selekcja naturalna" nie pada zresztą ani w Regulaminie Stowarzyszenia, ani nawet w Regulaminie Projektu "Fort Knox", który tylko mówi o tym, że "nie stosuje się jakichkolwiek zabiegów zwalczania roztoczy Varroa lub leczenia innych chorób". Czyli de facto selekcja naturalna, choć nie do końca w naturalnych warunkach*. Pytanie jak rozumieć naturalne warunki, to już inna para kaloszy. Niektórzy bowiem twierdzą, że skoro największa toksyna, nie występująca (no właśnie) "naturalnie" w przyrodzie, również jest "naturalna", bo wytworzona przez "naturalny" zakład chemiczny, skądinąd stworzony przez "naturalny" organizm jakim jest Homo sapiens*. I tak dalej i tak dalej i tak dalej. Tak czy siak (żeby nie odpłynąć za daleko) twórcom Stowarzyszenia - na ile to zrozumiałem będąc tam obecnym* - zależało na tym, żeby różnymi metodami dojść do stanu, w którym pasieki nie wymagają leczenia. A więc niezależnie od tego co będziemy robić, przynajmniej na pewnym etapie, jeżeli nie od razu, musimy oddać pszczoły selekcji naturalnej. No bo jak inaczej, nie leczyć pszczół? Pytanie pozostawało czy miało to zająć lat 10 czy 20 - to już inna bajka. Ale dziś każdy robi co może (jeden jest wielebniejszy, a inny mniej wielebny), żeby jego szanse wzrosły, a ostatecznie (choćby za 432 lata) wszyscy nie leczymy - bo taki jest przecież nasz cel, czyż nie*? Ale znów - mieliśmy się poruszać w określonych kierunkach i wypowiadać te słowa, które są zgodne z określonymi zapisami Regulaminu, przyjętymi celami Stowarzyszenia i celami forum. Taka była umowa. Inne wypowiedzi należy uznać za łamiące pewne cele.
Jeżeli więc mówimy: jak rodziny słabną, to trzeba przeleczyć amitrazą, pszczoły sprzedać i pieniądze przeznaczyć na działalność pasieki naturalnej - to w mojej ocenie łamie to § 4 ust. 1 lit. b oraz h jak i § 5 Regulaminu*.
Jeżeli więc mówimy: substytuty pyłku są świetne, a najlepsze to te z wyciągu rzygowin skowornka pomieszanych ze zmielonymi suszonymi kośćmi żabich udek - to w mojej ocenie łamie to § 4 ust. 1 lit d jak i § 5 Regulaminu*.
I wcale nie mówię, że nie możemy tego pod żadnym pozorem zrobić (zarówno łamać Regulaminu jak i wykonywać te wszystkie zabiegi pszczelarskie). Mówię, że mamy określone prawa i obowiązki i powinniśmy zdawać sobie sprawę z konsekwencji*. Mamy więc święte prawo zastosować amitrazę i nikt nie może nam "sarmatom" zabronić*. Ale dla mnie czym innym jest napisać o tym: "jestem zdesperowany, bo rodziny mi słabną. Nie stać mnie na selekcję naturalną, a nie chcę znów zaczynać od zera - z bólem serca zdecydowałem się więc spalić tabletkę", a czym innym: "chłopie, jak ci rodziny słabną, to weź lecz pigułą, a jak nie chcesz jeść potem takiego miodu, to sprzedaj te rodziny tym, którym to nie przeszkadza"* (jedna i druga wypowiedź nieautentyczna). To są dwa zupełnie różne konteksty. Jeden z nich uznaję za propagowanie ciężkiej chemii, a drugi za wyraz desperacji pszczelarza-amatora, który nie wie co robić, bo doszedł do ściany i nie zna rozwiązania problemu, z którym nie może wygrać cały świat*. Mamy więc prawo tak postępować jak uznajemy za słuszne i leczyć tym co uznajemy za słuszne (w granicach środków dozwolonych), ale mamy też obowiązki, które każdy sam na siebie nałożył wypełniając stosowną deklarację i płacąc co rok 100 zł*.
Niestety w mojej ocenie publiczny przekaz jaki idzie z "mediów" Stowarzyszenia chwilami przestaje być propagowaniem tych zasad, które wynikają z wykładni literalnej, celowościowej czy funkcjonalnej Regulaminu*. To moje osobiste zdanie, ale też mam święte "sarmackie" prawo do takiej opinii*. Wyraziłbym je zapewne normalnie (normalnie? normalnie dla mnie, a w więc z wrodzonym mi wdziękiem i dyplomacją...) na forum, ale już na forum nie pisuję, odkąd zacząłem straszyć ludzi*. Co więcej nie tylko ja mam takie zdanie, bo (nie wymieniając innych) i nawet kolega Michał, którego tu wielokrotnie krytykowałem mówi, że jakby chciał czytać takie rzeczy, jakie się ostatnio wypisuje, to nie siedziałby na Wolnych Pszczołach. Tu przyszedł po coś innego. Ja też.
Jeżeli chodzi o felieton o Wielebnych i Najwielebniejszych, to niestety pisany jest przez dotychczas najwielebniejszego, który, jak się okazało, najwidoczniej nie doczytał w książkach, co to jest warroza, jakie skutki czyni i nie przemyślał konsekwencji*. Gdy w paru punktach jego wypowiedzi na forach były konfrontowane przez innych, dziwiących się tym wszystkim nowym koncepcjom (np. dotyczących substytutów pyłku), uznał za swój święty obowiązek wytłumaczenie światu, że choć wcześniej był najwielebniejszym, to dziś nie należy do dobrego tonu rzucać kamieniem w kogoś, kto robi ustępstwa, skoro wszyscy ustępstwa czynią*. Choć uważam, że tego typu tekst zapewne był potrzebny, żałuję, że ukazał się z niektórymi treściami, a samo autorstwo - jak dla mnie* - jest co najmniej dziwne. A więc szkoda, że zrobił to na stronie mającej propagować poglądy od pszczół wolnych, a nie na swoim nowo założonym blogu. A co więcej? W mojej ocenie szereg różnych wypowiedzi z ostatniego czasu w pewien sposób ośmiesza, to co robiliśmy do tej pory*. Na przykład przekonywanie przez lata, że podstawą zdrowia jest odpowiednia i naturalna dieta, a potem rozprawianie o wspaniałych skutkach zastosowania substytutów pyłku (tak jakby nie można było sobie naturalnego pyłku poławiać samemu, czy choćby kupić gotowego na allegro). Czy też na przykład przekonywanie przez jednego z kolegów przez 2 lata na różnych forach, że selekcja naturalna jest w zasadzie jedyną drogą do nieleczenia pszczół, po to, żeby nazwać ją ostatecznie "nieracjonalną". Jest jeszcze kilka innych przykładów, ale też nie o to chodzi, żeby punktować każdą sprawę, z którą się nie zgadzam. W końcu one w większości jakoś tam mieszczą się w zakresie regulaminowym. A piszę to z przykrością, choć być może powinienem siedzieć cicho. Ale niestety w mojej ocenie dość nieciekawy merytorycznie przekaz rysuje się w ostatnim czasie - i cóż tu dużo mówić i się rozpisywać (a piszę to po tym jak się już rozpisałem i jeszcze planuję) - chcę się po prostu od tego odciąć i nie chcę być z tym kojarzony. Nie chcę patrzeć na to, że coś co budowałem jest ośmieszane* i dewaluowane* dlatego, że ktoś nie doczytał podstaw i nie słuchał tego co cały świat gadał (a nawet co my sami mówiliśmy). A tak to niestety wygląda. Stąd ten post i szereg różnych oświadczeń (z pszczołami w tle). A może się mylę - ale w końcu to felieton, za który nikt nie ponosi odpowiedzialności i można sobie pisać co tylko się chce - co zresztą wynika przecież z samej konstrukcji felietonu*.
Wstęp
Na wstępie (wstępie?) przypomnijmy więc co pisze Kirk Webster (całe tłumaczenie można znaleźć TU - gorąco polecam ten tekst, bo w krótkich i żołnierskich słowach autor pisze w nim to co najistotniejsze):
"Jest jednak pewna cecha, którą wszyscy oni (pszczelarze, którzy dziś nie leczą - przypis mój) mają wspólną, pewne doświadczenie dzielone przez wszystkich: czy Wam się to podoba czy nie, każdy z nich patrzył, jak jego pszczoły przechodzą przez przynajmniej dwa cykle Zapaści i Ozdrowienia, zanim pasieka osiągnęła wystarczającą stabilność, by bez leczenia produkować nadwyżkę produktów pszczelich. Dla niektórych z nas, którzy nie mieli pojęcia, co robią, a którzy zaczęli z pszczołami o bardzo małej zdolności do koegzystencji z warrozą, owe cykle Zapaści wyglądały bardzo dramatycznie, prawie katastrofalnie." (podkreślam dla zwiększenia dramatyzmu...)
I cóż mogę powiedzieć więcej. To jest naprawdę cała mądrość jaką trzeba posiąść i co zrozumieć, żeby zacząć stosować metodę selekcji naturalnej*. (Inna wiedza tyczy się bardziej tego jak to zrobić, żeby to miało ręce i nogi). A nawet, żeby z tej drogi świadomie zrezygnować - z różnych powodów, choćby takiego, że nie stać cię na "co najmniej dwa cykle zapaści" zanim będzie nadwyżka miodu i to do tego być może cykli "katastrofalnych" - bo niestety my funkcjonujemy w miejscu, w którym te nasze pszczoły (czy to idealizowana przez niektórych AMM czy inne, jak choćby demonizowana przez niektórych Buckfast) mają małą lub żadną zdolność koegzystencji z warrozą. Mierzi mnie więc jak słucham, że skoro było "katastrofalnie", to znaczy, że to nieracjonalne, czy że to nie działa. Ot, przecież odnosimy taktyczną porażkę, żeby zrealizować cel strategiczny. Albo to jest racjonalne i przechodzimy przez cykle Zapaści (bo chcemy pszczoły bez leczenia), albo racjonalnym jest nie przechodzić przez cykle Zapaści (bo nie chcemy pszczół bez leczenia, albo chcemy mieć stały dochód z pszczelarstwa - choćby z jednego ula - już od dziś)*. Kirk dalej pisze : "Okaże się jeszcze, czy aktualnie selekcjonowane pod kątem zachowań higienicznych, z liczeniem osypu roztoczy i badaniami sporów nosemy, wciąż leczone pszczoły któregoś dnia zdołają prosperować bez leczenia i nie będą musiały przechodzić przez cykle Zapaści i Ozdrowienia" (tłumaczenie z moją lekką korektą - wg mnie lepiej oddającą to co Kirk powiedział w oryginale), tym samym powątpiewając we wszelkie projekty selekcyjne jakie realizują na przykład Idol-Randy czy Erik Osterlund (do przykładu tego ostatniego zresztą Kirk się wprost odnosi). Kirk też sugeruje, że pomimo leczenia pszczoły - czy to selekcjonowane na cechy potrzebne do koegzystowania z roztoczem, czy też nie - i tak będą przechodziły te cykle Zapaści - co się zresztą przecież cały czas (okresowo i regionalnie) dzieje wokół nas - ale to już zupełnie inny temat.
Manipulacje**
1. Pierwsza manipulacja jaka znajduje się w felietonie o Wielebnych to już samo jego autorstwo - o czym wspomniałem powyżej. Uzasadniając tą tezę, powiedzmy, że posługuję się wykładnią historyczną*. (można sprawdzić na Wikipedii o co chodzi)
2. Autor pisze: "Dwie skrajnie przeciwne postawy dotyczą kwestii agonii zasiedlonych uli. Jedna strona twierdzi, że w imię idei należy pozwalać i biernie się przyglądać, jak upadają zgromadzone na pasiece pszczoły, nawet w 100%. Jest to pewien rodzaj kultu selekcji „naturalnej”. Po przeciwnej, skrajnej stronie tej osi poglądów, uważa się za całkowicie nierozsądne i nieetyczne bierne przyglądanie się upadkowi uli, gdyż pszczelarz jest opiekunem swoich pszczół, które osadził tam celowo." No i cóż tu można powiedzieć, jeśli nie "manipulacja"*? Otóż ten "kult selekcji naturalnej" w żaden sposób u nikogo kogo znam i nigdy nie wynikał "z imienia idei". Oczywiście, autor pisze tu o skrajnych poglądach, z tym że ja nigdy nie zetknąłem się z tym pierwszym, tj. z tym, żeby ktoś chciał patrzeć na agonię uli w imię idei. Nigdy. Z ani jedną taką opinią. Odkąd znam Kubę udowadniał, że "hands off" czy "selekcja naturalna" są w pełni racjonalne. No chyba że "ideą" nazwiemy chęć przejścia przez cykl Zapaści i Ozdrowienia, o których mowa była we "wstępie" i chęć uprawiania zdrowego pszczelarstwa bez masek przeciwgazowych, bez trucia się toksynami podczas ich wdychania i spożycia. Chyba że "ideą" jest długofalowe spojrzenie na pszczelarstwo i swoista inwestycja dziś w to, aby jutro było lepiej i zdrowiej. Jeżeli tak, to również do idei proszę dopisać lanie toksyn do uli w imię wyższych zbiorów miodu. Są to takie same "idee" - tylko różne w treści*. Popatrzmy też na manipulację w doborze słów (podkreślenia). Mamy więc w pierwszej części równania (nieracjonalne?) "ideę" i "kult" (ten ostatni od razu kojarzy mi się z kultem Kali ze "Świątyni Zagłady"). W drugiej rozsądek przyświecający ratowaniu uli. Do tego bierne (ideowe?) patrzenie na agonię uli byłoby w myśl sugerujących stwierdzeń drugiej części równania "nieetyczne" dla "pszczelarza-opiekuna". "Opiekun" przecież od razu kojarzy się pozytywnie - w przeciwieństwie do "kultu"*. I wszystko byłoby ok, że stawiamy takie równanie - bo przecież tak nas właśnie przedstawiają, bo przecież piszemy o różnych poglądach pośrednich, o dyskusji między nimi, a autor wcale tam nie pisze, że utożsamia się z którymś z pojęć (sam też poruszałem takie tematy używając podobnych stwierdzeń - patrz np. tu). Byłoby, gdyby nie wymowa całości w kontekście miejsca publikacji i "wykładni historycznej"*.
Żeby więc nie było manipulacji i nadmiernej ideowości zgodziłbym się na mniej więcej takie zdanie zamiast cytowanego wyżej (przykładowo): "Jedna strona twierdzi, że racjonalnym długofalowo jest pozwolenie na eliminację osobników nieprzystosowanych, natomiast druga zaprzecza racjonalizmowi biernego przyglądania się śmierci pszczół. Obydwie strony zarzucają sobie swoisty kult (kult miodu kontra kult selekcji naturalnej) i wskazują na etyczne argumenty wspierające ich własne wybory". Brzmi inaczej?
3. "Zazwyczaj (ale też niekoniecznie) inne zasady postępowania dopuszcza się dla już stabilnej pasieki z pszczołami, na których możemy bez trudu z sukcesem gospodarować wedle zasad PN lub TF. A inne są zasady na etapie dochodzenia do PN czy TF z pszczołami, które nie mają takich zdolności, by temu podołać. W tym drugim przypadku można sobie pozwolić na odstępstwa, zasady są bardziej miękkie, mniej radykalne"... - no i właśnie o to chodzi, że niekoniecznie*... Oczywiście możemy uznać, że nasz okres przejściowy polega na tym, że leczymy pszczoły po to, żeby zbudować odpowiednią wielkość pasieki i żeby selekcja zabierając swoje żniwo pozostawiła coś dla nas. Ale wtedy nie mówimy o selekcji naturalnej, tylko o zupełnie innym praktykowaniu pszczelarstwa (nie wchodząc w szczegóły) - i na pewno nie jest to praktykowanie pszczelarstwa tzw. TF. Bush np. mówi - jeżeli pszczoły są głodne - nakarmię; jeżeli jestem zdesperowany bo jest głód pyłkowy (o tym później) - podam substytut zmieszany z pyłkiem. itp. Nie mówi: w okresie przejściowym karm pyłkiem - on to robi nawet dziś - gdy w jego mniemaniu musi, gdy jest "zdesperowany" (jak to sam pisze). Problem jest więc inny - i na tym polega manipulacja* - problem wynika z tego, że na przykład pszczoły będące w kłopotach będą częściej głodne, bo nie są samowystarczalne. Więc być może w tzw. "okresie przejściowym" trzeba interweniować częściej, ale nie dlatego, że zasady są inne, czy bardziej miękkie, tylko dlatego, że inne są pszczoły. Ale ewentualne interwencje podejmujemy na tych samych zasadach - kiedy musimy, bo widzimy (wydaje nam się), że jest źle*.
4. "Czerpiąc informacje od Wielebnych nie należy jednak zapominać, że gdzieś na drugiej półkuli świata, w globalnym przepływie informacji, są ludzie, którzy mogą mieć inne warunki w dochodzeniu do PN i TF. Można wybaczyć znanym propagatorom, że nie zawsze o tym informują. W końcu przecież trudno aby byli idealni. Przedstawiają warunki, jakie znają, prawdopodobnie licząc na rozsądek (lub może jego brak) naśladowców." - nie znam nikogo, ani jednej osoby - wliczając samego autora tych słów - kto informowałby o pewnych sprawach w oderwaniu od warunków panujących w miejscach, z których płynie wiedza*. A zwłaszcza licząc na pozbawionych rozsądku ślepych naśladowców*....
5. "Jednym z takich kontrowersyjnych zagadnień jest kwestia podkarmiania pszczół. Można, czy nie można? (...)" - i tu trzeba wrócić do "wykładni historycznej"... Chyba jedyną znaną mi osobą, która z zasady poruszała temat potrzeby karmienia głodnych pszczół jest autor tekstu o Wielebnych*. Nie twierdzę (co mu często zarzucano), że pszczoły głodził. Nie głodził. Chodzi bardziej o dysputy czy rozważania teoretyczne. Fakt, że to pewnie częściej pszczoły były głodne u mnie niż u niego... i mi to też zarzucano zresztą. Z tym, że to nie ja mówiłem o "leczniczych głodówkach", które pszczoły robią celowo, bo im to służy, a o tym, że w ciągu sezonu prężniejszy odkład powinien radzić sobie sam. Moje maluchy miały zawsze dawane ciasto - choć tylko niewielkie ilości "na przetrwanie" - za to praktycznie na każdym przeglądzie. Nigdy nie opowiadałem, że karmienie to "treatment agaist starvation" - to była domena autora*. Nigdy nie miałem wątpliwości, że z końcem sezonu trza lać syrop (zawsze zaczynałem to robić od przełomu lipca i sierpnia) - choć nie do "zalania gniazda" a do poziomu, który pozwoli 90% rodzinom potrafiącym gospodarować pokarmem przetrwać zimę. Piszę to, bo niektórzy zarzucali mi też, że nie karmię. Mogę przyznać, że czasem mogłem karmić za mało (robiłem to celowo, aby minimalizować nienaturalny pokarm w ulu - o tym później), ale nigdy nie wyrażałem osobiście takich opinii czy nie spotkałem się z opiniami u innych, że pszczół nie należy karmić jak są głodne - ... chyba tylko autor tekstu sugerował, że wtedy robią sobie głodówkę....* Więc nie sądzę, żeby karmienie samo w sobie - kiedy jest potrzebne - było nadmiernie kontrowersyjne czy to wśród kolegów w Polsce czy wśród Wielebnych na świecie. Bardziej chodzi tu o pewne zasady karmienia* (o tym dalej).
6. "Człowiek podkarmia je też substytutami. Dlaczego? Pierwotna przyczyna jest taka, że są tańsze niż produkty pszczele. Taki jest tego powód zazwyczaj, choć też niekoniecznie. Można by karmić tylko produktami pszczelimi, często kupionymi w sklepie, najczęściej zresztą zabranym pszczołom leczonym akarcycydami, a to przecież pszczelarze PN i TF krytykują. Tu akurat są jednomyślnie zgodni. Czy w zamian możemy karmić jednak substytutami czyli paszami? Sprawy te wzbudzają kontrowersje. Wydaje się, że w tym chaosie możliwości i różnych opinii moglibyśmy błądzić jak dzieci we mgle. Całe szczęście niektórzy z Wielebnych zostawili nam rady, kiedy i jak możemy karmić." - o tak... bez tych wskazówek jesteśmy jak dzieci... i to we mgle! Jak to dobrze, że autor przytoczył wskazówki od Wielebnych*! Jeżeli też dobrze zrozumiałem tą myśl, to jestem również "jednomyślnie zgodny" z tym, że nie należy karmić miodem ze sklepu bo jest pełen akarycydów. No cóż, raczej nie robię tego z powodu jego ceny, a gdyby ten czynnik ekonomiczny zupełnie odłączyć od równania, to mając do wyboru cukier lub miód "pełen akarycydów" ze sklepu, prawdopodobnie wybrałbym ten miód. Nie dlatego, że uważam, że pszczołom te akarycydy i ich pozostałości posłużą, tylko dlatego, że całość karmienia trzeba jakoś zbilansować. Chyba wolałbym więc podać pszczołom pokarm przerobiony, mający odpowiedni stosunek cukrów i wzbogacony enzymami - a i też niewątpliwie mający w sobie choć część przerobionego nektaru (i śladowe ilości akarycydów), a nie tylko paszę - niż cukier rozpuszczony w wodzie. Nie byłbym więc z tą jednomyślnością taki zupełnie pewny. Co więcej z tego co kojarzę z historii różnych dyskusji podobne opinie wyrażał i sam Kuba (choć mogę się mylić - jeżeli tu wprowadzam w błąd, to z góry przepraszam)*.
7. "Oto kolejne wskazówki od Michaela Busha, który jest wzorem dla wielu „naturalnych”, ponieważ napisał poczytny w środowisku PN podręcznik „Pszczelarstwo Naturalne”" - Pomyłka czy manipulacja (fakt - bardzo niewielka)? Bo jeszcze dokładniej to ten tytuł brzmi: "Practical beekeeper" - a więc "Pszczelarz praktyczny" czy "Praktyczny pszczelarz" i chyba właśnie o tym jest ta książka. Podręcznik posiada jednak podtytuł "Beekeeping naturally" - przetłumaczmy to "pszczelarząc naturalnie"*.
8. "Dlaczego podaję te przykłady? (chodzi o cytaty z Solomona Parkera i Michaela Busha - do zapoznania się w tekście - przypis mój) Ano dlatego, że sami często we własnym gronie powołujemy się na ich zasady i ich praktykę. Stawiamy ich jako wzór i autorytet godny naśladowania. Mam wrażenie jednak, że czasami będąc zbyt radykalni, wpadamy we własne sidła". Tak, to prawda. Patrząc na "wykładnię historyczną" autor tekstu o Wielebnych wpadł we własne sidła i dziś musi się wycofywać rakiem ogłaszając to światu*. Chyba nie ma nikogo, kto nie stosowałby od samego już początku dokładnie tych rad, które udziela Bush w przytoczonym cytacie - a upraszczając brzmią mniej więcej tak: "jak są głodne i nie ma pożytków, to karm, żeby nie padły" (patrz pkt 5 i 6 powyżej). Ja sam - choć mogę źle ocenić potrzebne ilości czy posiadany zapas - karmię mniej więcej tak jak sugeruje Bush w cytacie i tymi też zasadami kierują się chyba prawie wszyscy (choć zapewne inaczej oceniając "żelazny zapas" czy potrzebną dla pszczół ilość). A Bush nie mówi (akurat tam) nic o substytutach pyłku - o tych wspomina zaś w przytoczonym cytacie Parker. Ja osobiście nie podawałem nigdy substytutów pyłku i na pewno nie zamierzam.
A w tekście tym - jak odnoszę wrażenie - bardziej chodzi o to, żeby fałszywie wesprzeć się autorytetami, przedstawiając ich słowa w oderwaniu od kontekstu i ich całego dorobku, tylko po to, żeby uzasadnić jakieś swoje nowe koncepcje*.
9. "Jednocześnie zdarza się, że niemerytorycznie, emocjonalnie i krytycznie oceniamy działanie innych, nie starając się poznać ich subiektywnie dobrych powodów do podjęcia pewnych działań. Bywa, że niemerytoryczne argumenty, jakie rzucamy, nie pochodzą z dziedziny np. pszczelnictwa czy biologii pszczół, ale odpływają w takie rejony jak: antromorfizacja pszczół, produkcja wyskoprocentowego alkoholu metodą domową itd. Przy tym w krytyce odstępstw od radykalnych ideologicznych zasad PN i TF łamiemy zasadę niesprzeczności logicznej.".... ojojojoj..... i jeszcze alkohol?... My niewłaściwie oceniamy innych, inni nas. Każdy też mierzy swoją miarą. Dla mnie nie jest to powód, żeby uznawać, że "radykalne zasady PN i TF" są koniecznie "ideologiczne" (o czym już pisałem powyżej). Bo razem z Kubą wielokrotnie też broniliśmy racjonalności wielu radykalnych zasad TF*. Po co mieszać w to aż tak daleko idącą ideologię jakiej możemy doświadczyć w tym zdaniu?
10. "Karmimy i rozmawiamy o substytutach nektaru z buraków i zbóż, a nie chcemy widzieć rozmowy o substytutach pyłku. Prowadzimy rozmowy o specjalnej węzie do zmniejszania pszczół, o plastikowej węzie, o substytucie plastra pszczelego czyli plastikowym plastrze, o rodzinach dwumatecznych, o intensywnym przewożeniu pasieki np. na pożytek, o kratach odgrodowych, o przegonkach, o intensywnym manipulowaniu dzieleniem i namnażaniem rodzin, o tworzeniu mikro-ulików z mikro-odkładów weselnych, o hodowli matek, o zabiegach maksymalizujących produkcję miodu z miodni, o zabieraniu pszczołom miodu aby w zamian podać substytut, o zabieraniu pszczołom pyłku przez wymyślne technologiczne nowoczesne pułapki, o wymianie matek, o usuwaniu trutowych matek, o wysyłaniu matek w ciasnych klateczkach, o trzymaniu pszczół w ulu domowym w zimę w ciepłym mieszkaniu w gnieździe o szerokości jednej ramki itd." - Tak jest. Prowadzimy szereg różnych rozmów i w przypadku większości lub wszystkich tych wymienionych spraw mówimy jednoznacznie: zaburzają one pewne naturalne mechanizmy funkcjonowania pszczół. Godzimy się na nie, gdy są one niezbędne czy potrzebne do realizacji naszych celów, które każdy różnie bilansuje, ale nigdzie nie mówimy: są super dla pszczół. Dlatego właśnie potrzebny jest pewien merytoryczny kręgosłup i minimalizowanie tych ingerencji, a maksymalizowanie pozostawienia pszczołom ich spraw*.
11. "Wszyscy stosują walk-away split, a masowo i intensywnie robiła to Dee Lusby łącznie z poddawaniem matek „zimą” (a raczej wtedy, kiedy w Arizonie występuje coś na kształt „zimy” pszczelarskiej), manipulując przy okazji selekcją pszczół." (???) Zastanawia mnie ta "manipulacja selekcją pszczół". Bo mi to brzmi raczej jak manipulacja w tekście, który ma bronić jakieś absurdalne zmiany nastawienia do karmienia naturalnym/sztucznym pokarmem*. Czyli, że co robiła? Wybierała mateczniki z tych rodzin, które jej odpowiadały do pracy i podawała je innym przy tworzeniu odkładów? A może rozpylała spermę trzmieli na swojej pasiece? Tak czy siak, o ile wiem Dee Lusby "manipuluje" selekcją tak jak każdy pszczelarz TF - czyli rozmnaża spośród tych, które przeżywają bez leczenia na jej pasiece (wykonując przy tym - słusznie czy nie - różne zabiegi, które w jej mniemaniu uchronią jej pasiekę przed inwazją genów pszczół zafrykanizowanych)*.
12. "Michael Bush karmi substytutem nektaru i pyłkiem, a czasami, jak musi, też substytutem pyłku. Robi to w celu wzmocnienia rozwoju słabych rodzin na wiosnę i wymuszenia produkcji dobrych mateczników w hodowli matek, które sprzedaje". Cóż, dochodzimy do końca tekstu i jednej z ostatnich jego manipulacji*. Michael Bush wielokrotnie podkreślał, że jest przeciwnikiem stosowania substytutów pyłku. Przyznam, że ja raczej trafiałem na informacje gdzie pisze kategorycznie, że nigdy tego nie robi (patrz np. TU). Kuba podesłał jednak parę linków z forów internetowych, gdzie Michael Bush przyznaje, że czasem zdarza mu się je zastosować (są podlinkowane pod tekstem - szkoda, że nie przetłumaczone, bo może manipulacja byłaby trochę mniejsza). Zawsze zastrzega jednak, że podaje je z naturalnym pyłkiem, którego daje nie mniejs niż 50%, a robi to tylko gdy jest "zdesperowany" (takiego określenia używa: When I'm desperate). Niezależnie od wszystkiego z kontekstu jego rozlicznych wypowiedzi wynika, że jest wrogiem stosowania substytutów pyłku u pszczół i podkreśla, że badania wskazują na ograniczenie długowieczoności pszczół wychowanych na substytutach i ich gorszy stan zdrowia. Nie robi tego "czasem", a gdy "jest zdesperowany". Przed wystąpieniem naturalnego wziątku z pyłku podaje "pyłek" (co wynika z cytatu w tekście), a nie substytut. A w jakim celu to robi - nie sądzę znając jego poglądy na temat "substytutów pyłku", żeby podawał substytut rodzinom wychowującym mateczniki. A jeśli nawet, to podaje nie substytut, a nie więcej niż 50% substytutu zmieszanego z pyłkiem naturalnym*.
Trzeba pamiętać, że każdy inaczej definiuje pszczelarstwo naturalne (bo samo pszczelarstwo bez leczenia jest jest już chyba łatwiejsze do zdefiniowania)*. Ale każdy się zgadza, że negatywne zjawiska (o jakich mowa w pkt 10) muszą być minimalizowane - być może na każdej pasiece w inny sposób. Może gdy jest głód, jeden będzie wolał podać pyłek i syrop cukrowy, a inny wywieźć ule na pożytek. To są już sprawy dyskusyjne, ale chyba bezdyskusyjnie polega to na minimalizacji manipulacji (w innym znaczeniu niż wielokrotnie używane tutaj) w rodzinie pszczelej*. Jeżeli więc podajemy czy to "nektar buraczany" czy "substytut pyłku", to tylko w ilości niezbędnej i uzupełniającej pokarm naturalny. Nie będzie więc - w mojej ocenie - zgodne z zasadami pszczelarstwa naturalnego odebranie miodu i zalanie rodziny syropem cukrowym na zimę, ale nie odebranie miodu czy wzięcie 1 ramki i dolanie syropu do ilości wystarczającej dla dobrej zimowli czasem dla niektórych może być po prostu niezbędną ingerencją - z tym zastrzeżeniem, że chcemy dać rodzinie szanse na przetrwanie, a nie "ideologicznie patrzeć jak umiera z głodu" (a tego chyba nikt nie stosuje - choć znów pewnie to temat na dyskusje)*.
13. "Wyznawcy najwielebniejszej z Wielebnych ze strony Resistant Bees dopuszczają do użycia i sprzedają plastikowe plastry i węzę w celu wymuszania zmniejszania pszczół." - jeśli już to w celu przyspieszenia regresji, a więc powrotu do naturalnego rozmiaru. A więc chodzi o sztuczne "odwrócenie" od tego co sztucznie zostało wymuszone wcześniej*.
14. "Nikt z Wielebnych nie jest więc nawet blisko radykalnego pszczelarstwa „naturalnego”". A to jest bardzo dyskusyjne dla mnie, bo według mnie oni wszyscy są bardzo, bardzo blisko (choć znów zależy jak definiujemy słowo "radykalne" w kontekście zupełnie różnorodnie rozumianego "pszczelarstwa naturalnego"). Jeżeli bowiem chodzi o "radykalny" odłam "hands-off beekeeping" czyli ograniczający ingerencję do tych na miarę tradycyjnego bartnictwa - to faktycznie są czasem nieblisko, ale pewnie bliżej niż wielu, wielu innych. Ich pszczoły jednak najczęściej pochodzą z pszczół lokalnych - bardzo często z dzikich rójek i zapewne w większości mają co najmniej dobre szanse, żeby po ucieczce z ich pasiek przeżyć "na wolności". Dla mnie to bardzo dużo i bardzo blisko "pszczelarstwa naturalnego". A czy "radykalnego" czy "racjonalnego" to już sprawa ideologiczna*.
Posłowie
No cóż. Nie mówię, że omawiany tekst zawiera wprost kłamstwa. Ale na pewno zawiera szereg manipulacji, których nie chciałbym widzieć na stronie Stowarzyszenia*. Niestety muszę je tam oglądać. Traktuję ten tekst - że się powtórzę - jako swoistą ideologiczną wizję kogoś, kto niegdyś był chyba najwielebniejszym i doszukiwał się w "radykalnych" krokach racjonalizmu, choć zewsząd wszyscy pisali o co z tą warrozą tak naprawdę chodzi*.
Kirk mówi o potrzebie przejścia cyklów Zapaści i Ozdrowienia. Co najmniej dwóch - a to znaczy, że mogą być i 3, a czasem i 4. Niewątpliwie mogą być miejsca (np. przepszczelone i ubogie w pożytki, albo o niestabilnym klimacie), w których pszczelarstwo bez leczenia nie będzie możliwe w wydaniu ekonomicznie opłacalnym (a być może w żadnym wydaniu). Ale o tym nie przekonamy się nie budując pasiek na tych pszczołach, które przeszły wąskie gardła ewolucyjne* i nie przechodząc kolejnych etapów cykli Zapaści i Ozdrowienia, zgodnie z tym o czym pisze Kirk i inni nieleczący pszczół pszczelarze. Jeżeli ktoś co rok ma duże straty uzupełniane pszczołami z zewnątrz, opartych na genetyce "obcej" i nie pochodzącej z wąskiego gardła pozostawionego przez Zapaść, ale ma i pszczoły, które przeżywają, a które z jego własnych wyborów nie są namnażane i powielane (nawet i przy "nienaturalnym" wspomaganiu w czasie gdy tego potrzebują - jakkolwiek to rozumieć), a które ostatecznie umierają - to wcale nie znaczy, że co rok przechodzi kolejny etap cyklu Zapaści i Ozdrowienia i po 3 latach ma za sobą trzeci etap - i to do tego trzeci nieudany. Znaczy to tyle, że trzy razy przeszedł pierwszy etap Zapaści i nigdy nie wszedł w etap Ozdrowienia. To na prawdę nie jest trudne do zrozumienia (wydawało by się)*. Dokupując nowe pszczoły i nie korzystając z ogromnej wartości "niedobitków" te cykle można "przechodzić i przechodzić" latami - i zapewne kiedyś się uda, tak jak udało się - wg jego relacji - Charlesowi Martinowi Simonowi. Ale czy na pewno?*
Mam nadzieję, że nikt nie zarzuci mi, że pisząc swoje zdanie i polemikę do tych manipulacji zrobiłem coś nie tak - bo przecież to felieton*, a taki gatunek "literacki" z całą pewnością nie podlega ocenie w zakresie prawdy*. Można sobie w nim pisać co się tylko chce*.
_____________________________________________________
* Felieton - wg SJP (https://sjp.pl/felieton) jest to "utwór publicystyczno-dziennikarski o tematyce społecznej, obyczajowej lub kulturalnej posługujący się środkami prozy fabularnej", wg Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Felieton) to "specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dzinnikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający - często skrajnie złośliwie - osobisty punkt widzenia autora".
A generalnie okazuje się, że można sobie publikować co się chce, gdzie się chce i jak się chce, bo skoro to "osobisty punkt widzenia", to najwidoczniej może się znaleźć wszędzie, a sam "publikator" w żaden sposób nie powinien zastanawiać się nad treściami (a w szczególności czy są zgodne z ogólnym i planowanym przekazem), bo to subiektywny punkt widzenia autora. Proszę mnie więc nie winić za opublikowane tu treści, nawet jeżeli Wam się nie podobają, bo są one osobistym spojrzeniem autora.
** Manipulacja - wg SJP (https://sjp.pl/manipulacja) jest to "wpływanie na poglądy i zachowania innych osób poza ich świadomością dla osiągnięcia własnych celów"; wg najistotniejszego dziś źródła wiedzy (sic) Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Manipulacja) to "przeinaczanie, naginanie, wykorzystanie do własnych celów, wywieranie (często ukryte) wpływu oraz wszystkie działania mające na celu wywołanie konkretnych zachowań i reakcji u odbiorcy".
Jak dla mnie w tym konkretnym przypadku tekst powstał, aby uzasadnić światu zmianę poglądów wynikającą z ostatecznego "doczytania" co to jest warroza.*, ** (uwaga! manipulacja!) Nie twierdzę przy tym, że to kłamstwa, tylko własnie manipulacja*.
- (...) Prosimy, na naszym forum pisz i czytaj posty właśnie w duchu tych celów i staraj się je zachować w swoich wypowiedziach. Dopuszczamy na forum wszelkie tematy związane z pszczelarstwem, za wyjątkiem tych, które jawnie sprzeciwiają się celom powstania tego forum (na przykład propagowanie tzw. "twardej chemii" w leczeniu warrozy, niszczenie bioróżnorodności gatunku pszczoły miodnej).
Czy te (i inne) zasady są dobre czy złe, to już sprawa dyskusyjna. Ci, którzy nazywają takich jak ja dręczycielami pszczół, choć pewnie skiną głową na treść tych zapisów, to już nasza praktyka i przyjęte metody do realizacji celów w niektórych pasiekach (na przykład mojej) są dla nich barbarzyństwem. Chodzi mi o selekcję naturalną - a raczej w części naturalną, bo na pasiekach, bo na odkładach, bo na sztucznie sterowanych rodzinach itp. A sam zwrot "selekcja naturalna" nie pada zresztą ani w Regulaminie Stowarzyszenia, ani nawet w Regulaminie Projektu "Fort Knox", który tylko mówi o tym, że "nie stosuje się jakichkolwiek zabiegów zwalczania roztoczy Varroa lub leczenia innych chorób". Czyli de facto selekcja naturalna, choć nie do końca w naturalnych warunkach*. Pytanie jak rozumieć naturalne warunki, to już inna para kaloszy. Niektórzy bowiem twierdzą, że skoro największa toksyna, nie występująca (no właśnie) "naturalnie" w przyrodzie, również jest "naturalna", bo wytworzona przez "naturalny" zakład chemiczny, skądinąd stworzony przez "naturalny" organizm jakim jest Homo sapiens*. I tak dalej i tak dalej i tak dalej. Tak czy siak (żeby nie odpłynąć za daleko) twórcom Stowarzyszenia - na ile to zrozumiałem będąc tam obecnym* - zależało na tym, żeby różnymi metodami dojść do stanu, w którym pasieki nie wymagają leczenia. A więc niezależnie od tego co będziemy robić, przynajmniej na pewnym etapie, jeżeli nie od razu, musimy oddać pszczoły selekcji naturalnej. No bo jak inaczej, nie leczyć pszczół? Pytanie pozostawało czy miało to zająć lat 10 czy 20 - to już inna bajka. Ale dziś każdy robi co może (jeden jest wielebniejszy, a inny mniej wielebny), żeby jego szanse wzrosły, a ostatecznie (choćby za 432 lata) wszyscy nie leczymy - bo taki jest przecież nasz cel, czyż nie*? Ale znów - mieliśmy się poruszać w określonych kierunkach i wypowiadać te słowa, które są zgodne z określonymi zapisami Regulaminu, przyjętymi celami Stowarzyszenia i celami forum. Taka była umowa. Inne wypowiedzi należy uznać za łamiące pewne cele.
Jeżeli więc mówimy: jak rodziny słabną, to trzeba przeleczyć amitrazą, pszczoły sprzedać i pieniądze przeznaczyć na działalność pasieki naturalnej - to w mojej ocenie łamie to § 4 ust. 1 lit. b oraz h jak i § 5 Regulaminu*.
Jeżeli więc mówimy: substytuty pyłku są świetne, a najlepsze to te z wyciągu rzygowin skowornka pomieszanych ze zmielonymi suszonymi kośćmi żabich udek - to w mojej ocenie łamie to § 4 ust. 1 lit d jak i § 5 Regulaminu*.
I wcale nie mówię, że nie możemy tego pod żadnym pozorem zrobić (zarówno łamać Regulaminu jak i wykonywać te wszystkie zabiegi pszczelarskie). Mówię, że mamy określone prawa i obowiązki i powinniśmy zdawać sobie sprawę z konsekwencji*. Mamy więc święte prawo zastosować amitrazę i nikt nie może nam "sarmatom" zabronić*. Ale dla mnie czym innym jest napisać o tym: "jestem zdesperowany, bo rodziny mi słabną. Nie stać mnie na selekcję naturalną, a nie chcę znów zaczynać od zera - z bólem serca zdecydowałem się więc spalić tabletkę", a czym innym: "chłopie, jak ci rodziny słabną, to weź lecz pigułą, a jak nie chcesz jeść potem takiego miodu, to sprzedaj te rodziny tym, którym to nie przeszkadza"* (jedna i druga wypowiedź nieautentyczna). To są dwa zupełnie różne konteksty. Jeden z nich uznaję za propagowanie ciężkiej chemii, a drugi za wyraz desperacji pszczelarza-amatora, który nie wie co robić, bo doszedł do ściany i nie zna rozwiązania problemu, z którym nie może wygrać cały świat*. Mamy więc prawo tak postępować jak uznajemy za słuszne i leczyć tym co uznajemy za słuszne (w granicach środków dozwolonych), ale mamy też obowiązki, które każdy sam na siebie nałożył wypełniając stosowną deklarację i płacąc co rok 100 zł*.
Niestety w mojej ocenie publiczny przekaz jaki idzie z "mediów" Stowarzyszenia chwilami przestaje być propagowaniem tych zasad, które wynikają z wykładni literalnej, celowościowej czy funkcjonalnej Regulaminu*. To moje osobiste zdanie, ale też mam święte "sarmackie" prawo do takiej opinii*. Wyraziłbym je zapewne normalnie (normalnie? normalnie dla mnie, a w więc z wrodzonym mi wdziękiem i dyplomacją...) na forum, ale już na forum nie pisuję, odkąd zacząłem straszyć ludzi*. Co więcej nie tylko ja mam takie zdanie, bo (nie wymieniając innych) i nawet kolega Michał, którego tu wielokrotnie krytykowałem mówi, że jakby chciał czytać takie rzeczy, jakie się ostatnio wypisuje, to nie siedziałby na Wolnych Pszczołach. Tu przyszedł po coś innego. Ja też.
Jeżeli chodzi o felieton o Wielebnych i Najwielebniejszych, to niestety pisany jest przez dotychczas najwielebniejszego, który, jak się okazało, najwidoczniej nie doczytał w książkach, co to jest warroza, jakie skutki czyni i nie przemyślał konsekwencji*. Gdy w paru punktach jego wypowiedzi na forach były konfrontowane przez innych, dziwiących się tym wszystkim nowym koncepcjom (np. dotyczących substytutów pyłku), uznał za swój święty obowiązek wytłumaczenie światu, że choć wcześniej był najwielebniejszym, to dziś nie należy do dobrego tonu rzucać kamieniem w kogoś, kto robi ustępstwa, skoro wszyscy ustępstwa czynią*. Choć uważam, że tego typu tekst zapewne był potrzebny, żałuję, że ukazał się z niektórymi treściami, a samo autorstwo - jak dla mnie* - jest co najmniej dziwne. A więc szkoda, że zrobił to na stronie mającej propagować poglądy od pszczół wolnych, a nie na swoim nowo założonym blogu. A co więcej? W mojej ocenie szereg różnych wypowiedzi z ostatniego czasu w pewien sposób ośmiesza, to co robiliśmy do tej pory*. Na przykład przekonywanie przez lata, że podstawą zdrowia jest odpowiednia i naturalna dieta, a potem rozprawianie o wspaniałych skutkach zastosowania substytutów pyłku (tak jakby nie można było sobie naturalnego pyłku poławiać samemu, czy choćby kupić gotowego na allegro). Czy też na przykład przekonywanie przez jednego z kolegów przez 2 lata na różnych forach, że selekcja naturalna jest w zasadzie jedyną drogą do nieleczenia pszczół, po to, żeby nazwać ją ostatecznie "nieracjonalną". Jest jeszcze kilka innych przykładów, ale też nie o to chodzi, żeby punktować każdą sprawę, z którą się nie zgadzam. W końcu one w większości jakoś tam mieszczą się w zakresie regulaminowym. A piszę to z przykrością, choć być może powinienem siedzieć cicho. Ale niestety w mojej ocenie dość nieciekawy merytorycznie przekaz rysuje się w ostatnim czasie - i cóż tu dużo mówić i się rozpisywać (a piszę to po tym jak się już rozpisałem i jeszcze planuję) - chcę się po prostu od tego odciąć i nie chcę być z tym kojarzony. Nie chcę patrzeć na to, że coś co budowałem jest ośmieszane* i dewaluowane* dlatego, że ktoś nie doczytał podstaw i nie słuchał tego co cały świat gadał (a nawet co my sami mówiliśmy). A tak to niestety wygląda. Stąd ten post i szereg różnych oświadczeń (z pszczołami w tle). A może się mylę - ale w końcu to felieton, za który nikt nie ponosi odpowiedzialności i można sobie pisać co tylko się chce - co zresztą wynika przecież z samej konstrukcji felietonu*.
Wstęp
Na wstępie (wstępie?) przypomnijmy więc co pisze Kirk Webster (całe tłumaczenie można znaleźć TU - gorąco polecam ten tekst, bo w krótkich i żołnierskich słowach autor pisze w nim to co najistotniejsze):
"Jest jednak pewna cecha, którą wszyscy oni (pszczelarze, którzy dziś nie leczą - przypis mój) mają wspólną, pewne doświadczenie dzielone przez wszystkich: czy Wam się to podoba czy nie, każdy z nich patrzył, jak jego pszczoły przechodzą przez przynajmniej dwa cykle Zapaści i Ozdrowienia, zanim pasieka osiągnęła wystarczającą stabilność, by bez leczenia produkować nadwyżkę produktów pszczelich. Dla niektórych z nas, którzy nie mieli pojęcia, co robią, a którzy zaczęli z pszczołami o bardzo małej zdolności do koegzystencji z warrozą, owe cykle Zapaści wyglądały bardzo dramatycznie, prawie katastrofalnie." (podkreślam dla zwiększenia dramatyzmu...)
I cóż mogę powiedzieć więcej. To jest naprawdę cała mądrość jaką trzeba posiąść i co zrozumieć, żeby zacząć stosować metodę selekcji naturalnej*. (Inna wiedza tyczy się bardziej tego jak to zrobić, żeby to miało ręce i nogi). A nawet, żeby z tej drogi świadomie zrezygnować - z różnych powodów, choćby takiego, że nie stać cię na "co najmniej dwa cykle zapaści" zanim będzie nadwyżka miodu i to do tego być może cykli "katastrofalnych" - bo niestety my funkcjonujemy w miejscu, w którym te nasze pszczoły (czy to idealizowana przez niektórych AMM czy inne, jak choćby demonizowana przez niektórych Buckfast) mają małą lub żadną zdolność koegzystencji z warrozą. Mierzi mnie więc jak słucham, że skoro było "katastrofalnie", to znaczy, że to nieracjonalne, czy że to nie działa. Ot, przecież odnosimy taktyczną porażkę, żeby zrealizować cel strategiczny. Albo to jest racjonalne i przechodzimy przez cykle Zapaści (bo chcemy pszczoły bez leczenia), albo racjonalnym jest nie przechodzić przez cykle Zapaści (bo nie chcemy pszczół bez leczenia, albo chcemy mieć stały dochód z pszczelarstwa - choćby z jednego ula - już od dziś)*. Kirk dalej pisze : "Okaże się jeszcze, czy aktualnie selekcjonowane pod kątem zachowań higienicznych, z liczeniem osypu roztoczy i badaniami sporów nosemy, wciąż leczone pszczoły któregoś dnia zdołają prosperować bez leczenia i nie będą musiały przechodzić przez cykle Zapaści i Ozdrowienia" (tłumaczenie z moją lekką korektą - wg mnie lepiej oddającą to co Kirk powiedział w oryginale), tym samym powątpiewając we wszelkie projekty selekcyjne jakie realizują na przykład Idol-Randy czy Erik Osterlund (do przykładu tego ostatniego zresztą Kirk się wprost odnosi). Kirk też sugeruje, że pomimo leczenia pszczoły - czy to selekcjonowane na cechy potrzebne do koegzystowania z roztoczem, czy też nie - i tak będą przechodziły te cykle Zapaści - co się zresztą przecież cały czas (okresowo i regionalnie) dzieje wokół nas - ale to już zupełnie inny temat.
Manipulacje**
1. Pierwsza manipulacja jaka znajduje się w felietonie o Wielebnych to już samo jego autorstwo - o czym wspomniałem powyżej. Uzasadniając tą tezę, powiedzmy, że posługuję się wykładnią historyczną*. (można sprawdzić na Wikipedii o co chodzi)
2. Autor pisze: "Dwie skrajnie przeciwne postawy dotyczą kwestii agonii zasiedlonych uli. Jedna strona twierdzi, że w imię idei należy pozwalać i biernie się przyglądać, jak upadają zgromadzone na pasiece pszczoły, nawet w 100%. Jest to pewien rodzaj kultu selekcji „naturalnej”. Po przeciwnej, skrajnej stronie tej osi poglądów, uważa się za całkowicie nierozsądne i nieetyczne bierne przyglądanie się upadkowi uli, gdyż pszczelarz jest opiekunem swoich pszczół, które osadził tam celowo." No i cóż tu można powiedzieć, jeśli nie "manipulacja"*? Otóż ten "kult selekcji naturalnej" w żaden sposób u nikogo kogo znam i nigdy nie wynikał "z imienia idei". Oczywiście, autor pisze tu o skrajnych poglądach, z tym że ja nigdy nie zetknąłem się z tym pierwszym, tj. z tym, żeby ktoś chciał patrzeć na agonię uli w imię idei. Nigdy. Z ani jedną taką opinią. Odkąd znam Kubę udowadniał, że "hands off" czy "selekcja naturalna" są w pełni racjonalne. No chyba że "ideą" nazwiemy chęć przejścia przez cykl Zapaści i Ozdrowienia, o których mowa była we "wstępie" i chęć uprawiania zdrowego pszczelarstwa bez masek przeciwgazowych, bez trucia się toksynami podczas ich wdychania i spożycia. Chyba że "ideą" jest długofalowe spojrzenie na pszczelarstwo i swoista inwestycja dziś w to, aby jutro było lepiej i zdrowiej. Jeżeli tak, to również do idei proszę dopisać lanie toksyn do uli w imię wyższych zbiorów miodu. Są to takie same "idee" - tylko różne w treści*. Popatrzmy też na manipulację w doborze słów (podkreślenia). Mamy więc w pierwszej części równania (nieracjonalne?) "ideę" i "kult" (ten ostatni od razu kojarzy mi się z kultem Kali ze "Świątyni Zagłady"). W drugiej rozsądek przyświecający ratowaniu uli. Do tego bierne (ideowe?) patrzenie na agonię uli byłoby w myśl sugerujących stwierdzeń drugiej części równania "nieetyczne" dla "pszczelarza-opiekuna". "Opiekun" przecież od razu kojarzy się pozytywnie - w przeciwieństwie do "kultu"*. I wszystko byłoby ok, że stawiamy takie równanie - bo przecież tak nas właśnie przedstawiają, bo przecież piszemy o różnych poglądach pośrednich, o dyskusji między nimi, a autor wcale tam nie pisze, że utożsamia się z którymś z pojęć (sam też poruszałem takie tematy używając podobnych stwierdzeń - patrz np. tu). Byłoby, gdyby nie wymowa całości w kontekście miejsca publikacji i "wykładni historycznej"*.
Żeby więc nie było manipulacji i nadmiernej ideowości zgodziłbym się na mniej więcej takie zdanie zamiast cytowanego wyżej (przykładowo): "Jedna strona twierdzi, że racjonalnym długofalowo jest pozwolenie na eliminację osobników nieprzystosowanych, natomiast druga zaprzecza racjonalizmowi biernego przyglądania się śmierci pszczół. Obydwie strony zarzucają sobie swoisty kult (kult miodu kontra kult selekcji naturalnej) i wskazują na etyczne argumenty wspierające ich własne wybory". Brzmi inaczej?
3. "Zazwyczaj (ale też niekoniecznie) inne zasady postępowania dopuszcza się dla już stabilnej pasieki z pszczołami, na których możemy bez trudu z sukcesem gospodarować wedle zasad PN lub TF. A inne są zasady na etapie dochodzenia do PN czy TF z pszczołami, które nie mają takich zdolności, by temu podołać. W tym drugim przypadku można sobie pozwolić na odstępstwa, zasady są bardziej miękkie, mniej radykalne"... - no i właśnie o to chodzi, że niekoniecznie*... Oczywiście możemy uznać, że nasz okres przejściowy polega na tym, że leczymy pszczoły po to, żeby zbudować odpowiednią wielkość pasieki i żeby selekcja zabierając swoje żniwo pozostawiła coś dla nas. Ale wtedy nie mówimy o selekcji naturalnej, tylko o zupełnie innym praktykowaniu pszczelarstwa (nie wchodząc w szczegóły) - i na pewno nie jest to praktykowanie pszczelarstwa tzw. TF. Bush np. mówi - jeżeli pszczoły są głodne - nakarmię; jeżeli jestem zdesperowany bo jest głód pyłkowy (o tym później) - podam substytut zmieszany z pyłkiem. itp. Nie mówi: w okresie przejściowym karm pyłkiem - on to robi nawet dziś - gdy w jego mniemaniu musi, gdy jest "zdesperowany" (jak to sam pisze). Problem jest więc inny - i na tym polega manipulacja* - problem wynika z tego, że na przykład pszczoły będące w kłopotach będą częściej głodne, bo nie są samowystarczalne. Więc być może w tzw. "okresie przejściowym" trzeba interweniować częściej, ale nie dlatego, że zasady są inne, czy bardziej miękkie, tylko dlatego, że inne są pszczoły. Ale ewentualne interwencje podejmujemy na tych samych zasadach - kiedy musimy, bo widzimy (wydaje nam się), że jest źle*.
4. "Czerpiąc informacje od Wielebnych nie należy jednak zapominać, że gdzieś na drugiej półkuli świata, w globalnym przepływie informacji, są ludzie, którzy mogą mieć inne warunki w dochodzeniu do PN i TF. Można wybaczyć znanym propagatorom, że nie zawsze o tym informują. W końcu przecież trudno aby byli idealni. Przedstawiają warunki, jakie znają, prawdopodobnie licząc na rozsądek (lub może jego brak) naśladowców." - nie znam nikogo, ani jednej osoby - wliczając samego autora tych słów - kto informowałby o pewnych sprawach w oderwaniu od warunków panujących w miejscach, z których płynie wiedza*. A zwłaszcza licząc na pozbawionych rozsądku ślepych naśladowców*....
5. "Jednym z takich kontrowersyjnych zagadnień jest kwestia podkarmiania pszczół. Można, czy nie można? (...)" - i tu trzeba wrócić do "wykładni historycznej"... Chyba jedyną znaną mi osobą, która z zasady poruszała temat potrzeby karmienia głodnych pszczół jest autor tekstu o Wielebnych*. Nie twierdzę (co mu często zarzucano), że pszczoły głodził. Nie głodził. Chodzi bardziej o dysputy czy rozważania teoretyczne. Fakt, że to pewnie częściej pszczoły były głodne u mnie niż u niego... i mi to też zarzucano zresztą. Z tym, że to nie ja mówiłem o "leczniczych głodówkach", które pszczoły robią celowo, bo im to służy, a o tym, że w ciągu sezonu prężniejszy odkład powinien radzić sobie sam. Moje maluchy miały zawsze dawane ciasto - choć tylko niewielkie ilości "na przetrwanie" - za to praktycznie na każdym przeglądzie. Nigdy nie opowiadałem, że karmienie to "treatment agaist starvation" - to była domena autora*. Nigdy nie miałem wątpliwości, że z końcem sezonu trza lać syrop (zawsze zaczynałem to robić od przełomu lipca i sierpnia) - choć nie do "zalania gniazda" a do poziomu, który pozwoli 90% rodzinom potrafiącym gospodarować pokarmem przetrwać zimę. Piszę to, bo niektórzy zarzucali mi też, że nie karmię. Mogę przyznać, że czasem mogłem karmić za mało (robiłem to celowo, aby minimalizować nienaturalny pokarm w ulu - o tym później), ale nigdy nie wyrażałem osobiście takich opinii czy nie spotkałem się z opiniami u innych, że pszczół nie należy karmić jak są głodne - ... chyba tylko autor tekstu sugerował, że wtedy robią sobie głodówkę....* Więc nie sądzę, żeby karmienie samo w sobie - kiedy jest potrzebne - było nadmiernie kontrowersyjne czy to wśród kolegów w Polsce czy wśród Wielebnych na świecie. Bardziej chodzi tu o pewne zasady karmienia* (o tym dalej).
6. "Człowiek podkarmia je też substytutami. Dlaczego? Pierwotna przyczyna jest taka, że są tańsze niż produkty pszczele. Taki jest tego powód zazwyczaj, choć też niekoniecznie. Można by karmić tylko produktami pszczelimi, często kupionymi w sklepie, najczęściej zresztą zabranym pszczołom leczonym akarcycydami, a to przecież pszczelarze PN i TF krytykują. Tu akurat są jednomyślnie zgodni. Czy w zamian możemy karmić jednak substytutami czyli paszami? Sprawy te wzbudzają kontrowersje. Wydaje się, że w tym chaosie możliwości i różnych opinii moglibyśmy błądzić jak dzieci we mgle. Całe szczęście niektórzy z Wielebnych zostawili nam rady, kiedy i jak możemy karmić." - o tak... bez tych wskazówek jesteśmy jak dzieci... i to we mgle! Jak to dobrze, że autor przytoczył wskazówki od Wielebnych*! Jeżeli też dobrze zrozumiałem tą myśl, to jestem również "jednomyślnie zgodny" z tym, że nie należy karmić miodem ze sklepu bo jest pełen akarycydów. No cóż, raczej nie robię tego z powodu jego ceny, a gdyby ten czynnik ekonomiczny zupełnie odłączyć od równania, to mając do wyboru cukier lub miód "pełen akarycydów" ze sklepu, prawdopodobnie wybrałbym ten miód. Nie dlatego, że uważam, że pszczołom te akarycydy i ich pozostałości posłużą, tylko dlatego, że całość karmienia trzeba jakoś zbilansować. Chyba wolałbym więc podać pszczołom pokarm przerobiony, mający odpowiedni stosunek cukrów i wzbogacony enzymami - a i też niewątpliwie mający w sobie choć część przerobionego nektaru (i śladowe ilości akarycydów), a nie tylko paszę - niż cukier rozpuszczony w wodzie. Nie byłbym więc z tą jednomyślnością taki zupełnie pewny. Co więcej z tego co kojarzę z historii różnych dyskusji podobne opinie wyrażał i sam Kuba (choć mogę się mylić - jeżeli tu wprowadzam w błąd, to z góry przepraszam)*.
7. "Oto kolejne wskazówki od Michaela Busha, który jest wzorem dla wielu „naturalnych”, ponieważ napisał poczytny w środowisku PN podręcznik „Pszczelarstwo Naturalne”" - Pomyłka czy manipulacja (fakt - bardzo niewielka)? Bo jeszcze dokładniej to ten tytuł brzmi: "Practical beekeeper" - a więc "Pszczelarz praktyczny" czy "Praktyczny pszczelarz" i chyba właśnie o tym jest ta książka. Podręcznik posiada jednak podtytuł "Beekeeping naturally" - przetłumaczmy to "pszczelarząc naturalnie"*.
8. "Dlaczego podaję te przykłady? (chodzi o cytaty z Solomona Parkera i Michaela Busha - do zapoznania się w tekście - przypis mój) Ano dlatego, że sami często we własnym gronie powołujemy się na ich zasady i ich praktykę. Stawiamy ich jako wzór i autorytet godny naśladowania. Mam wrażenie jednak, że czasami będąc zbyt radykalni, wpadamy we własne sidła". Tak, to prawda. Patrząc na "wykładnię historyczną" autor tekstu o Wielebnych wpadł we własne sidła i dziś musi się wycofywać rakiem ogłaszając to światu*. Chyba nie ma nikogo, kto nie stosowałby od samego już początku dokładnie tych rad, które udziela Bush w przytoczonym cytacie - a upraszczając brzmią mniej więcej tak: "jak są głodne i nie ma pożytków, to karm, żeby nie padły" (patrz pkt 5 i 6 powyżej). Ja sam - choć mogę źle ocenić potrzebne ilości czy posiadany zapas - karmię mniej więcej tak jak sugeruje Bush w cytacie i tymi też zasadami kierują się chyba prawie wszyscy (choć zapewne inaczej oceniając "żelazny zapas" czy potrzebną dla pszczół ilość). A Bush nie mówi (akurat tam) nic o substytutach pyłku - o tych wspomina zaś w przytoczonym cytacie Parker. Ja osobiście nie podawałem nigdy substytutów pyłku i na pewno nie zamierzam.
A w tekście tym - jak odnoszę wrażenie - bardziej chodzi o to, żeby fałszywie wesprzeć się autorytetami, przedstawiając ich słowa w oderwaniu od kontekstu i ich całego dorobku, tylko po to, żeby uzasadnić jakieś swoje nowe koncepcje*.
9. "Jednocześnie zdarza się, że niemerytorycznie, emocjonalnie i krytycznie oceniamy działanie innych, nie starając się poznać ich subiektywnie dobrych powodów do podjęcia pewnych działań. Bywa, że niemerytoryczne argumenty, jakie rzucamy, nie pochodzą z dziedziny np. pszczelnictwa czy biologii pszczół, ale odpływają w takie rejony jak: antromorfizacja pszczół, produkcja wyskoprocentowego alkoholu metodą domową itd. Przy tym w krytyce odstępstw od radykalnych ideologicznych zasad PN i TF łamiemy zasadę niesprzeczności logicznej.".... ojojojoj..... i jeszcze alkohol?... My niewłaściwie oceniamy innych, inni nas. Każdy też mierzy swoją miarą. Dla mnie nie jest to powód, żeby uznawać, że "radykalne zasady PN i TF" są koniecznie "ideologiczne" (o czym już pisałem powyżej). Bo razem z Kubą wielokrotnie też broniliśmy racjonalności wielu radykalnych zasad TF*. Po co mieszać w to aż tak daleko idącą ideologię jakiej możemy doświadczyć w tym zdaniu?
10. "Karmimy i rozmawiamy o substytutach nektaru z buraków i zbóż, a nie chcemy widzieć rozmowy o substytutach pyłku. Prowadzimy rozmowy o specjalnej węzie do zmniejszania pszczół, o plastikowej węzie, o substytucie plastra pszczelego czyli plastikowym plastrze, o rodzinach dwumatecznych, o intensywnym przewożeniu pasieki np. na pożytek, o kratach odgrodowych, o przegonkach, o intensywnym manipulowaniu dzieleniem i namnażaniem rodzin, o tworzeniu mikro-ulików z mikro-odkładów weselnych, o hodowli matek, o zabiegach maksymalizujących produkcję miodu z miodni, o zabieraniu pszczołom miodu aby w zamian podać substytut, o zabieraniu pszczołom pyłku przez wymyślne technologiczne nowoczesne pułapki, o wymianie matek, o usuwaniu trutowych matek, o wysyłaniu matek w ciasnych klateczkach, o trzymaniu pszczół w ulu domowym w zimę w ciepłym mieszkaniu w gnieździe o szerokości jednej ramki itd." - Tak jest. Prowadzimy szereg różnych rozmów i w przypadku większości lub wszystkich tych wymienionych spraw mówimy jednoznacznie: zaburzają one pewne naturalne mechanizmy funkcjonowania pszczół. Godzimy się na nie, gdy są one niezbędne czy potrzebne do realizacji naszych celów, które każdy różnie bilansuje, ale nigdzie nie mówimy: są super dla pszczół. Dlatego właśnie potrzebny jest pewien merytoryczny kręgosłup i minimalizowanie tych ingerencji, a maksymalizowanie pozostawienia pszczołom ich spraw*.
11. "Wszyscy stosują walk-away split, a masowo i intensywnie robiła to Dee Lusby łącznie z poddawaniem matek „zimą” (a raczej wtedy, kiedy w Arizonie występuje coś na kształt „zimy” pszczelarskiej), manipulując przy okazji selekcją pszczół." (???) Zastanawia mnie ta "manipulacja selekcją pszczół". Bo mi to brzmi raczej jak manipulacja w tekście, który ma bronić jakieś absurdalne zmiany nastawienia do karmienia naturalnym/sztucznym pokarmem*. Czyli, że co robiła? Wybierała mateczniki z tych rodzin, które jej odpowiadały do pracy i podawała je innym przy tworzeniu odkładów? A może rozpylała spermę trzmieli na swojej pasiece? Tak czy siak, o ile wiem Dee Lusby "manipuluje" selekcją tak jak każdy pszczelarz TF - czyli rozmnaża spośród tych, które przeżywają bez leczenia na jej pasiece (wykonując przy tym - słusznie czy nie - różne zabiegi, które w jej mniemaniu uchronią jej pasiekę przed inwazją genów pszczół zafrykanizowanych)*.
12. "Michael Bush karmi substytutem nektaru i pyłkiem, a czasami, jak musi, też substytutem pyłku. Robi to w celu wzmocnienia rozwoju słabych rodzin na wiosnę i wymuszenia produkcji dobrych mateczników w hodowli matek, które sprzedaje". Cóż, dochodzimy do końca tekstu i jednej z ostatnich jego manipulacji*. Michael Bush wielokrotnie podkreślał, że jest przeciwnikiem stosowania substytutów pyłku. Przyznam, że ja raczej trafiałem na informacje gdzie pisze kategorycznie, że nigdy tego nie robi (patrz np. TU). Kuba podesłał jednak parę linków z forów internetowych, gdzie Michael Bush przyznaje, że czasem zdarza mu się je zastosować (są podlinkowane pod tekstem - szkoda, że nie przetłumaczone, bo może manipulacja byłaby trochę mniejsza). Zawsze zastrzega jednak, że podaje je z naturalnym pyłkiem, którego daje nie mniejs niż 50%, a robi to tylko gdy jest "zdesperowany" (takiego określenia używa: When I'm desperate). Niezależnie od wszystkiego z kontekstu jego rozlicznych wypowiedzi wynika, że jest wrogiem stosowania substytutów pyłku u pszczół i podkreśla, że badania wskazują na ograniczenie długowieczoności pszczół wychowanych na substytutach i ich gorszy stan zdrowia. Nie robi tego "czasem", a gdy "jest zdesperowany". Przed wystąpieniem naturalnego wziątku z pyłku podaje "pyłek" (co wynika z cytatu w tekście), a nie substytut. A w jakim celu to robi - nie sądzę znając jego poglądy na temat "substytutów pyłku", żeby podawał substytut rodzinom wychowującym mateczniki. A jeśli nawet, to podaje nie substytut, a nie więcej niż 50% substytutu zmieszanego z pyłkiem naturalnym*.
Trzeba pamiętać, że każdy inaczej definiuje pszczelarstwo naturalne (bo samo pszczelarstwo bez leczenia jest jest już chyba łatwiejsze do zdefiniowania)*. Ale każdy się zgadza, że negatywne zjawiska (o jakich mowa w pkt 10) muszą być minimalizowane - być może na każdej pasiece w inny sposób. Może gdy jest głód, jeden będzie wolał podać pyłek i syrop cukrowy, a inny wywieźć ule na pożytek. To są już sprawy dyskusyjne, ale chyba bezdyskusyjnie polega to na minimalizacji manipulacji (w innym znaczeniu niż wielokrotnie używane tutaj) w rodzinie pszczelej*. Jeżeli więc podajemy czy to "nektar buraczany" czy "substytut pyłku", to tylko w ilości niezbędnej i uzupełniającej pokarm naturalny. Nie będzie więc - w mojej ocenie - zgodne z zasadami pszczelarstwa naturalnego odebranie miodu i zalanie rodziny syropem cukrowym na zimę, ale nie odebranie miodu czy wzięcie 1 ramki i dolanie syropu do ilości wystarczającej dla dobrej zimowli czasem dla niektórych może być po prostu niezbędną ingerencją - z tym zastrzeżeniem, że chcemy dać rodzinie szanse na przetrwanie, a nie "ideologicznie patrzeć jak umiera z głodu" (a tego chyba nikt nie stosuje - choć znów pewnie to temat na dyskusje)*.
13. "Wyznawcy najwielebniejszej z Wielebnych ze strony Resistant Bees dopuszczają do użycia i sprzedają plastikowe plastry i węzę w celu wymuszania zmniejszania pszczół." - jeśli już to w celu przyspieszenia regresji, a więc powrotu do naturalnego rozmiaru. A więc chodzi o sztuczne "odwrócenie" od tego co sztucznie zostało wymuszone wcześniej*.
14. "Nikt z Wielebnych nie jest więc nawet blisko radykalnego pszczelarstwa „naturalnego”". A to jest bardzo dyskusyjne dla mnie, bo według mnie oni wszyscy są bardzo, bardzo blisko (choć znów zależy jak definiujemy słowo "radykalne" w kontekście zupełnie różnorodnie rozumianego "pszczelarstwa naturalnego"). Jeżeli bowiem chodzi o "radykalny" odłam "hands-off beekeeping" czyli ograniczający ingerencję do tych na miarę tradycyjnego bartnictwa - to faktycznie są czasem nieblisko, ale pewnie bliżej niż wielu, wielu innych. Ich pszczoły jednak najczęściej pochodzą z pszczół lokalnych - bardzo często z dzikich rójek i zapewne w większości mają co najmniej dobre szanse, żeby po ucieczce z ich pasiek przeżyć "na wolności". Dla mnie to bardzo dużo i bardzo blisko "pszczelarstwa naturalnego". A czy "radykalnego" czy "racjonalnego" to już sprawa ideologiczna*.
Posłowie
No cóż. Nie mówię, że omawiany tekst zawiera wprost kłamstwa. Ale na pewno zawiera szereg manipulacji, których nie chciałbym widzieć na stronie Stowarzyszenia*. Niestety muszę je tam oglądać. Traktuję ten tekst - że się powtórzę - jako swoistą ideologiczną wizję kogoś, kto niegdyś był chyba najwielebniejszym i doszukiwał się w "radykalnych" krokach racjonalizmu, choć zewsząd wszyscy pisali o co z tą warrozą tak naprawdę chodzi*.
Kirk mówi o potrzebie przejścia cyklów Zapaści i Ozdrowienia. Co najmniej dwóch - a to znaczy, że mogą być i 3, a czasem i 4. Niewątpliwie mogą być miejsca (np. przepszczelone i ubogie w pożytki, albo o niestabilnym klimacie), w których pszczelarstwo bez leczenia nie będzie możliwe w wydaniu ekonomicznie opłacalnym (a być może w żadnym wydaniu). Ale o tym nie przekonamy się nie budując pasiek na tych pszczołach, które przeszły wąskie gardła ewolucyjne* i nie przechodząc kolejnych etapów cykli Zapaści i Ozdrowienia, zgodnie z tym o czym pisze Kirk i inni nieleczący pszczół pszczelarze. Jeżeli ktoś co rok ma duże straty uzupełniane pszczołami z zewnątrz, opartych na genetyce "obcej" i nie pochodzącej z wąskiego gardła pozostawionego przez Zapaść, ale ma i pszczoły, które przeżywają, a które z jego własnych wyborów nie są namnażane i powielane (nawet i przy "nienaturalnym" wspomaganiu w czasie gdy tego potrzebują - jakkolwiek to rozumieć), a które ostatecznie umierają - to wcale nie znaczy, że co rok przechodzi kolejny etap cyklu Zapaści i Ozdrowienia i po 3 latach ma za sobą trzeci etap - i to do tego trzeci nieudany. Znaczy to tyle, że trzy razy przeszedł pierwszy etap Zapaści i nigdy nie wszedł w etap Ozdrowienia. To na prawdę nie jest trudne do zrozumienia (wydawało by się)*. Dokupując nowe pszczoły i nie korzystając z ogromnej wartości "niedobitków" te cykle można "przechodzić i przechodzić" latami - i zapewne kiedyś się uda, tak jak udało się - wg jego relacji - Charlesowi Martinowi Simonowi. Ale czy na pewno?*
Mam nadzieję, że nikt nie zarzuci mi, że pisząc swoje zdanie i polemikę do tych manipulacji zrobiłem coś nie tak - bo przecież to felieton*, a taki gatunek "literacki" z całą pewnością nie podlega ocenie w zakresie prawdy*. Można sobie w nim pisać co się tylko chce*.
_____________________________________________________
* Felieton - wg SJP (https://sjp.pl/felieton) jest to "utwór publicystyczno-dziennikarski o tematyce społecznej, obyczajowej lub kulturalnej posługujący się środkami prozy fabularnej", wg Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Felieton) to "specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dzinnikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający - często skrajnie złośliwie - osobisty punkt widzenia autora".
A generalnie okazuje się, że można sobie publikować co się chce, gdzie się chce i jak się chce, bo skoro to "osobisty punkt widzenia", to najwidoczniej może się znaleźć wszędzie, a sam "publikator" w żaden sposób nie powinien zastanawiać się nad treściami (a w szczególności czy są zgodne z ogólnym i planowanym przekazem), bo to subiektywny punkt widzenia autora. Proszę mnie więc nie winić za opublikowane tu treści, nawet jeżeli Wam się nie podobają, bo są one osobistym spojrzeniem autora.
** Manipulacja - wg SJP (https://sjp.pl/manipulacja) jest to "wpływanie na poglądy i zachowania innych osób poza ich świadomością dla osiągnięcia własnych celów"; wg najistotniejszego dziś źródła wiedzy (sic) Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Manipulacja) to "przeinaczanie, naginanie, wykorzystanie do własnych celów, wywieranie (często ukryte) wpływu oraz wszystkie działania mające na celu wywołanie konkretnych zachowań i reakcji u odbiorcy".
Jak dla mnie w tym konkretnym przypadku tekst powstał, aby uzasadnić światu zmianę poglądów wynikającą z ostatecznego "doczytania" co to jest warroza.*, ** (uwaga! manipulacja!) Nie twierdzę przy tym, że to kłamstwa, tylko własnie manipulacja*.